poniedziałek, 25 lutego 2013

Umberto Eco, Jean-Claude Carrière "Nie myśl, że książki znikną"

recenzja ukazała się 4 listopada 2011 roku na portalu StacjaKultura.pl (TUTAJ)
__________________________________________________________________ 


Kto zna dzieła Umberto Eco wie, jak wymagająca jest ich lektura. Zresztą, czego innego spodziewać się po oczytanym i wykształconym semiotyku? O ile więc "Imię róży" znużyło niektórych "dłużyznami", a "Teoria semiotyki" uczyła trudnej sztuki dekodowania, tak "Nie myśl, że książki znikną" plasuje się według mnie na równi z "Zapiskami na pudełku od zapałek" - stanowi po prostu tekst nie tyle naukowy, czy wymagający od czytelnika pewnych kompetencji,  co zapis przemyśleń dotyczących kultury. Nie jest to książka w zakotwiczonym jej znaczeniu - to raczej rozmowa, którą spisano i wydano w formie książki właśnie. Wywiad, gdyż Jean-Philippe de Tonnac prowadzi dialog Włocha Eco i Francuza Carrière, starając się ukierunkować ich myśli swoimi krótkimi pytaniami. Zdarza się, że poruszane kwestie odchodzą od tematyki książek i sprowadzają się do rozmów o kulturze w ogóle. Stąd użyte przeze mnie określenie "wywiad-rzeka" - bowiem tak, jak wartkie strumienie łączą się w jeden nurt, który biec może różnymi korytami, tak niejednoznaczna jest rozmowa Eco i Carrière′a - czasem trudno panom uciec od dygresji, czy przytaczania ciekawych anegdot. Z jednej strony to plus, z drugiej minus.

Tych, którzy spodziewali się jednoznacznej odpowiedzi na pytanie "czy książki znikną", niniejsza pozycja rozczaruje. Wydaje się bowiem, że namysł nad "problemem" stał się jedynie punktem wyjścia do szerszych rozważań. Sam Eco zresztą na samym początku tomu zaznaczył, że o przyszłości książki wypowiadał się w tekście Nowe środki masowego przekazu a przyszłość książki i nie zamierza się powtarzać. Z grubsza - tyle więc w tym temacie. Tytuł można więc odczytywać w nieco innym kontekście: nie myśl, że książki znikną, a więc nie zastanawiaj się nad tym. Można przyjąć również inny punkt widzenia: odpowiedzi klarownej brak, niemniej przytoczona w omawianej pozycji historia książki, zwrócenie uwagi na teksty, które naszą kulturę tworzą, kieruje wniosku ku niezwykłemu znaczeniu literatury - chociażby dlatego nie udziela się odpowiedzi na pytanie, zdawałoby się, retoryczne.

"Przyszłość ma to do siebie, że zawsze jest niespodziewana", powie w tekście Jean-Claude Carrière. Panowie poświęcają jej więc stosunkowo niewiele miejsca, rozprawiając o nowych technologiach i mediach, które to rzekomo miałyby zająć miejsce tradycyjnych książek. Eco uważa, że już Goebbels miał już przeczuwać konkurencyjność mediów, nie sądzi jednak, by te mogły w rzeczywisty sposób zaszkodzić naszym "papierowym lekturom". Poza tym o jakich cudach techniki mówimy? Dla przykładu, kolportaż książek Wiktora Hugo w XIX wieku był szybszy, niż teraz - ewentualny obecnie postęp równa się więc raczej miniaturyzacji, bowiem "współczesne" wynalazki nie są szczególnie odkrywcze. Jean-Philippe de Tonnac zauważa zmianę za sprawą nowej techniki naszych przyzwyczajeń i systemu wartości do tej pory czerpanego z książek.  Carrière dookreśla: współcześnie można snuć namysł nad zasadą "przekręcić albo kliknąć", która determinuje sposób odbioru obrazów.  Wreszcie mówi wprost: Internet stanowi powrót do epoki alfabetu, wszyscy bowiem zmuszeni zostaliśmy za jego pośrednictwem do czytania i pisania. Wymaga tego od nas komputer, poszerzając zresztą paletę umiejętności, które musimy nabyć do korzystania z niego. Zmiany są więc wyraźnie widoczne, zmianie bowiem uległo uczestnictwo w kulturze, ona sama również przeszła ewolucję. Czy jednak nie ma w niej już miejsca na książki? Umberto Eco stanowczo sprzeciwia się takiemu podejściu, tłumacząc, że od czasu ich wynalezienia nie odkryto lepszego substytutu (jak w przypadku łyżki, koła, młotka...).

"Granicy doskonałości przekroczyć się nie da." - nie można poprawić książki, roweru, okularów ani alfabetu. Książka zawiera w sobie pewien biologiczny pierwiastek (jak pismo będące przedłużeniem ręki i w tym sensie stanowiące biologiczny komponent natury ludzkiej). Wydaje się, że jedyną jej wadą jest... niszczenie się. Czy lepsze są jednak wydania elektroniczne? Obecnie szybko pozbywamy się nowości. Jean-Claude Carrière zauważa, że żywot "trwałych nośników" jest niezwykle krótki. W tej chwili nawet całe komputery wymagają wymiany co dwa, trzy lata. Jaką mamy pewność, że za kilkadziesiąt lat będzie można odtworzyć dzisiaj gromadzone pliki? Część z nich już teraz jest bezużyteczna - do dokumentów z 2005 roku zapisanych na płycie CD już dawno nie mam dostępu... W tym aspekcie tradycyjna książka wydaje się być długowieczna. Oczywiście pod warunkiem, że nie zginie język, w jakim została spisana i że nie strawi jej najlepszy cenzor świata - ogień. Obserwowane przez nas współcześnie formy okaleczania książek - tworzenia streszczeń, wydawania lektur we fragmentach i tym podobne - miały miejsce w każdej niemal epoce, nie powinny więc dziś dziwić. Jak czytamy w tytule jednego z rozdziałów: "Wiedzę o przeszłości zawdzęczamy kretynom, imbecylom lub wrogom." Proces selekcji, któremu zawsze poddawana jest - choć w różnym stopniu i na różnych poziomach - kultura, towarzyszy ludzkiej myśli od początku - tak w końcu funkcjonuje człowieczy mózg... Rozprawianie o przeszłości wydaje się być więc uargumentowane - obaj panowie chętnie wybierają się w podróż w czasie.

"Nasza przeszłość nie jest zaskorupiała - jest o wiele bardziej witalna, niż mogłoby nam się wydawać." - zapewni przy okazji selekcji Jean-Claude Carrière. Wraz z Umbertem Eco wyszarpną otchłani zapomnienia pikantne przykłady powieści wzgardzonych, rozmarzą się wspominając wspaniałych i niedocenionych poetów, przypomną wielkich badaczy, których wkład w naukę został brutalnie przemilczany. Eco wyjaśni, dlaczego wynalazek druku stanowił prawdziwą rewolucją demokratyczną, dowiemy się też, co łączy badacza z Flaubertem. Poznamy świętego Ambrożego, który jako pierwszy nie czytał na głos, opowieści o księgarzach i antykwariatach przeniosą nas wreszcie do świata rodem z "Klubu Dumas". Pondato podane zostają w książce metody mnemotechniczne przy okazji zagadnienia pamięci, poznajemy podejście Amerykanów do historii kina i telewizji, "słuchamy" rozmów o architekturze, epokach, swoistej mentalności Francuzów i Włochów, poznajemy niesprawiedliwie ocenionych w procesie selekcji wielkich, lecz zapomnianych. Poznamy niezwykły przykład książki będącej reportażem "na żywo" (Noce paryskie Retifa a rewolucja francuska), wreszcie wpływ interpretacji na tworzenie się arcydzieł. Padnie kilka pytań, które pozostaną bez odpowiedzi, nie o nią jednak - jak się wydaje - chodzi. Rozmowa i wymiana poglądów, doświadczeń, licytacja na anegdoty i coraz ciekawsze przykłady, wreszcie narracja o sobie - zakamuflowana w postaci opowieści o książkach, wydają się być wartościowe same dla siebie - czy atrakcyjniejszym kąskiem dla ludzi inteligentnych nie jest właśnie ożywiona dyskusja w miejsce suchych odpowiedzi na zadane pytania?

Co ciekawe, w dołączonym do książki indeksie nazw osobowych kursywą zaznaczono postaci biblijne, mitologiczne lub literackie - zapewne chcąc skutecznie wyeliminować błędy wynikające z czytelniczej ignorancji, która tak martwi w jednym z rozdziałów Eco i Carrière′a.

Omawiana pozycja jest w zasadzie książką o miłości do książek - tego niezwykłego koła wiedzy, dzięki którym możliwe jest ocalenie dziedzictwa kulturowego. Eco nazwie je wręcz komorami chłodniczymi, które magazynują elementy kultury. Niezależnie jednak od użytych metafor jedno wydaje się być niezaprzeczalne - waga książek w życiu człowieka. "Wielkie dzieło zawsze pozostaje żywe, dojrzewa i starzeje się wraz z nami, nigdy nie umiera", powie Carrière. Francuz dopowie: "Jeśli ktoś pragnie pozostać w pamięci potomnych, powinien pisać - pisać i pilnować, by jego teksty nie padły pastwą płomieni." Prócz słów - zdawałoby się - górnolotnych, jest w pozycji wiele miejsca na mniej poważne dywagacje. Umberto Eco przyzna wprost, że "Liczba wydawanych na świecie książek znacznie przewyższa liczbę godzin, jakimi dysponujemy, aby się z nimi zapoznać.", wobec czego wielu - łącznie z jego profesorem filozofii - może rozmawiać o książkach lub filmach nie czytając ich i nie oglądając, nauczać o nich również. Domowa biblioteczka przypomina badaczowi piwnicę z winami - nie trzeba przecież wypijać wszystkich - część zbierana jest dla potomności, część dla zwykłego cieszenia oczu. Poza tym bezpiecznie mieć świadomość, że zawsze można do nich sięgnąć, mieć na własność.  Jean-Claude Carrière uważa, że domowe biblioteki oddają w jakimś sensie nasz sposób bycia, nasze zainteresowania, może nawet rozwój, proces dojrzewania. Eco z kolei zauważa, że jego zbiory to jakby jego wizerunek odwrócony o 180 stopni. Albo wizerunek jego umysłu targanego sprzecznościami. Panowie opowiadają o swoich zbiorach, procesie kolekcjonowania wartościowych dla siebie pozycji, wreszcie książkach-marzeniach - tych, które przyjęliby pod swój dach z dziecięcym błyskiem w oku.

Wiele jest w tych rozmowach ukrywającego się za słowami uśmiechu, ogromnej pasji, tlącej się wciąż i stale podgrzewanej miłości. Zostajemy zaproszeni do prywatncyh bibliotek Umberto Eco i Jeana-Claude′a Carrière - umoszczeni w ich fotelach, popijając kawę, wsłuchujemy się w historię o książkach. Eco korzysta z okacji i wysuwa ciekawy pomysł, by wydawnictwa (czy może raczej księgarnie) dopłacały kupującemu procent od formatu - wszak miejsce na książkę uszczupla nam metraż, za który i tak musimy płacić, nieprawdaż? Towarzyszymy dwóm bibliofilom w rozmowie. I chociaż jesteśmy towarzyszami milczącymi, serce bije w nas mocno a oczy iskrzą się. Bo tak samo kochamy książki. Bo tak samo uważamy, że nie znikną.

Umberto Eco, Jean-Claude Carrière (plus przeprowadzający wywiad Jean-Philippe de Tonnac), Nie myśl, że książki znikną, Wydawnictwo W.A.B. 2010, 272 s.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz