piątek, 22 lutego 2013

Christian Jacq "Egipcjanki"

recenzja ukazała się 27 lipca 2011 roku na portalu StacjaKultura.pl (TUTAJ)
_______________________________________________________________

 
Z jednej strony feministki mogą być zadowolone - kobieta w starożytnym Egipcie odgrywała rolę ważną i bliska była pozycją mężczyźnie. Z drugiej strony sen emancypantek pozostał niespokojny - jak to się stało, że odeszło się od całkiem zdrowego, sprawiedliwego dla obu płci układu? Freud westchnął kiedyś, a z westchnienia wyłonił się tytuł jednej z jego prac: "Kultura jako źródło cierpień". Tak, moi drodzy, to kultura jest - jeśli nie wszystkiemu - to przynajmniej większości winna. Stopień ucywilizowania poszczególnych ludów możemy najlepiej ocenić po kondycji i pozycji zajmowanej w danej cywilizacji przez kobiety - zauważył Champollion, słowa jego przytoczył natomiast Jacq we wstępie do swej pouczającej książki.

Autor, począwszy od snutych opowieści o znanych mniej lub bardziej egipskich królowych i władczyniach, słowo po słowie, krok po kroku ukazuje nam, jak wpływowe były kobiety w społeczeństwie staroegipskim. Traktowane na równi z mężczyznami były tak samo karane, prócz obowiązków jednak cieszyły się mnóstwem praw i przywilejów - począwszy od zajmowania wysokich stanowisk (łącznie z najwyższym - władcy) aż do alimentów, odszkodowania należnego jej po zdradzie męża i tym podobnych. Kobieta miała własne zdanie, które każdy musiał respektować. Jeśli egipska panna zakochała się w służącym - zostawała jego żoną. Ojciec mógł próbować przemówić córce do rozsądku, ale w przypadku bezskuteczności swej argumentacji, po prostu (co może dziwić nas, wychowanków kultury europejskiej) oddawał mężczyźnie część majątku, by córka jego mogła żyć we względnym dostatku i dopuszczał do ślubu. Pod nazwą tegoż urzędu rozumiano zresztą zamieszkanie kobiety z mężczyzną, którzy w tym momencie - zamieszkania na swoim - stawali się uznanym przez państwo i społeczeństwo małżeństwem. W przypadku podejrzenia o zdradę najpierw dopytywano, czy to prawda. Kobieta (ale również mężczyzna zapewne), przysięgając, że nie dopuściła się tego niegodziwego występku, zostawała uznana za niewinną (warto pamiętać, że w starożytnym Egipcie słowo miało swą prawdziwą wartość, nieprzyrównywaną do zdewaluowanych obecnie obietnic. Dlaczego? Podczas wizyty w Zaświatach bogowie testowali każdego zmarłego serią dociekliwych pytań. W przypadku, gdyby delikwent powiedział nieprawdę (pióro bogini Maat przechyliłoby szalę na swoją stronę) byłby zgubiony na wieki - z sercem pożartym przez potwora). Gorzej, gdy kłamała. Mężowie nierzadko się mścili, ale to już inna historia...

Jeśli chodzi o zdradę w przypadku mężczyzny (udowodnioną), opuszczał on swą kobietę, zostawiając jej dom (Egipcjanki jako panie domu decydowały o wszystkim - służbie, uprawie pól, zakupach i innych kwestiach dotyczących gospodarstwa), tę część majątku, którą do małżeństwa wniosła i tę, która dzięki niej później do majątku ogólnego weszła oraz nierzadko płacąc jeszcze zadośćuczynienie. Warto dodać, że mężczyzna taki był też wykluczany z - powiedzmy, używając rozumianego przez nas pojęcia - związku zawodowego, do którego należał. Egipcjanka nie posiadała swojego opiekuna, jak było w przypadku Greczynek i Rzymianek. Kiedy chciała wyjść z domu - wychodziła. Chciała się uczyć? Zgłaszała się do placówki, która ją interesowała. Miała pełne prawo do przynależnego jej majątku, a gdy z pewnych powodów nie otrzymywała go, mogła się sądzić. Dziewczynki mogły bawić się z chłopcami, jak oni pobierały naukę czytania i pisania, były wykształcone. Kobiety szanowano i liczono się z nimi. Właściwie jedynym miejscem, do którego ich nie dopuszczano, była armia.

Trudno w tym miejscu nie zadać kluczowego pytania: co się w takim razie stało? Odpowiedzi szukać należy mniej więcej w III wieku przed naszą erą, kiedy to Egipt wszedł pod panowanie greckiego rodu Ptolemeuszy. Przybyła zza morza kultura powoli odbierała kobietom przynależne im prawa, równając do tego, co sama uważała za właściwe i "normalne". Tragicznie jednak nie było, czego przykładem była ostatnia władczyni hellenistycznego Egiptu - Kleopatra. Jej życiorys poświadcza, że obca kultura może wejść w dialog z zastaną, unaocznia, jak szacunek i wzajemne czerpanie od siebie nawzajem czyni mądrym i silnym. Niestety, jej śmierć równała się przejęciu władzy przez Rzymian. A stąd już całkiem niedaleko do rodzącego się powoli chrześcijaństwa i zrzucenia kobiety ze społecznego piedestału, który dzieliła z mężczyzną - szczęśliwa i równa.

Styl Jacq przypomina gawędę: zasiadasz do lektury niczym dziecko, którego mimika twarzy zdradza aktualny nastrój: radość, zafascynowanie, zaskoczenie, złość, smutek. Ten francuski egiptolog niewątpliwie posiada niezwykły dar słowa, dzięki któremu kolejne zdania przykuwają Cię do fotela, przenosząc w odległe miejsca i czasy. Mnie pozwolił pobyć w cywilizowanym państwie równości, którego upadek przyniosła "cywilizacja" europejska. A szkoda - można się było od starożytnych wiele nauczyć.

Christian Jacq, Egipcjanki, Świat Książki 2008, 360 s.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz