recenzja ukazała się 29 sierpnia 2010 roku na portalu StacjaKultura.pl (TUTAJ)
_________________________________________________________________
Ostatni tom cyklu opowieści o białych trollach Muminkach, których powołała do życia w pierwszej połowie XX wieku Tove Jansson, fińska pisarka szwedzkojęzyczna, malarka i ilustratorka.
Dawno już straciłam złudzenia odnośnie "bajkowości" Muminków i przeznaczeniu książki dla najmłodszych. Owszem, opowiada ona o uroczych stworzonkach, przekształconych przez wyobraźnię Tove Jansson postaciach trolli znanych fińskim dzieciom. Kto jednak miał możność obejrzenia choć raz ekranizacji anime doskonale wie, że opowieści te tchnęły tajemniczością i, nierzadko, grozą. Może dlatego tak zapadły w pamięć?
Kiedy powróciłam po latach do lektury książek zdziwiłam się, jak zmienił się mój odbiór. Zza psikusów Małej Mi, przyglądającej się sobie w lusterku Migotki, wciąż pichcącej coś Mamy Muminka, dumającego Taty, niezależnego Włóczykija i pogodnego Muminka zaczęłam dostrzegać melancholijność Filifionki, feminizm Mimbli, groteskowość Hatifnatów, nudzącego dorosłością Paszczaka... Poszczególne zdania, z których do tej pory wyławiałam elementy fabuły i kolejne zdarzenia, dały mi odczuć niezwykłość atmosfery, tak właściwiej literaturze skandynawskiej właśnie... Podmuch wiatru zapowiadający nadciągającą burzę, szum w koronach drzew, jakieś zagadkowe echo niosące się doliną, skrywające się w lasach dziwne stworzenia... Tove Jansson proponuje nam baśń zakorzenioną w jej kulturze, a więc oddającą tamtejsze nastoje. Powątpiewam zresztą, czy odcięcie się od świata dookoła siebie, tego "na miejscu", z jego historią, społeczeństwem, wierzeniami i przyzwyczajeniami byłoby w ogóle możliwe... Muminki są literaturą skandynawską i basta. Narodowość autorki jest tu tylko pretekstem: dzięki niej możliwe jest zakorzenienie aury, wyjątkowości, odmienności... Tak jak jesteśmy w stanie poznać dzieła wybitnych autorów brytyjskich, tak również możemy wyczuć "skandynawskość".
"Dolina Muminków w listopadzie" jest ostatnią książką z cyklu dziewięciu. O dziwo, brak tu Muminków. Brak również Małej Mi, Ryjka, Migotki... Postaci tak dobrze nam znanych, kanonicznych wręcz dla książek Tove Jansson. W ich miejsce poznajemy Filifionkę, Paszczaka, Homka Tofta, wuja Truja, na nowo spotykamy Mimblę i Włóczykija. Kilkakrotnie wspomniany jest również Przodek Muminków, który zamieszkuje piec kaflowy, a więc miejsce najwłaściwsze muminkowym przodkom. Wydawałoby się, że podsunięto nam misz-masz, chaos. Każda z postaci jest inna i co innego sprawia jej przyjemność: poświęcający się spokojnym wędrówkom Włóczykij, którego jedynym kompanem na trasie jest harmonijka, poukładana, choć nieco przewrażliwiona Filifionka lubująca się w porządkowaniu otoczenia, bujający w obłokach Homek Toft, któremu niekwestionowaną przyjemność sprawia snucie historii i życie w świecie niezbyt rzeczywistym, Paszczak pragnący wypłynąć na morze, ale nie umiejący pływać, dotknięty starczą sklerozą wuj Truj, który wytworzył sobie nie tylko własne imię, ale i - zdawałoby się - świat dookoła, wreszcie samo stanowiąca o sobie i nie pozwalająca sobie niczego wmówić Mimbla, która momentami najchętniej ustawiłaby przynajmniej część towarzystwa... Ot, pomieszanie z poplątaniem. Pozornie jednak.
Jesień. Wakacyjny czas odpoczynku minął, wielkimi krokami zbliża się zima. Zmieniły się nastroje, w serca wiatr przygnał nutkę melancholii, zawieszenia w materii i obserwowania opadających liści. Okres zadumy i niepokoju, ale i mobilizacji. Jest przecież tyle do zrobienia! Należy zabezpieczyć się przez zimą, przygotować wszystko tak, jak należy, doprowadzić kilka spraw do końca, przeżyć kolejny dzień, już nie tak ciepły, jak kiedyś. W kolejnych, pierwszych rozdziałach obserwujemy życie codzienne poszczególnych bohaterów. Następujące po sobie czynności, momentami jakby rozwleczone, ciągnące się w czasie, opisane aż nadto dokładnie, z błahymi szczegółami. Nie bez powodu. Nagle, z każdym kolejnym zdaniem, zaczynamy rozumieć. Oni są samotni. Włóczykij, któremu po raz kolejny przyszło na jesieni opuścić Dolinę, Filifionka sprzątająca w ogromnym, pustym domu, nieznoszący swoich krewnych wuj Truj, który ma zresztą wszystkiego dosyć i na wszystko narzeka, śpiący w mile pachnącej smołą łodzi Homek marzący o kimś, kto opowiadałby mu bajki przed snem, niepotrafiący usiedzieć w miejscu Paszczak, który dzięki mnogości zajęć sam sobie wmawia, że jest gdzieś potrzebny, wreszcie niezależna Mimbla, której młodszą siostrą opiekują się Muminki...
Dawno już straciłam złudzenia odnośnie "bajkowości" Muminków i przeznaczeniu książki dla najmłodszych. Owszem, opowiada ona o uroczych stworzonkach, przekształconych przez wyobraźnię Tove Jansson postaciach trolli znanych fińskim dzieciom. Kto jednak miał możność obejrzenia choć raz ekranizacji anime doskonale wie, że opowieści te tchnęły tajemniczością i, nierzadko, grozą. Może dlatego tak zapadły w pamięć?
Kiedy powróciłam po latach do lektury książek zdziwiłam się, jak zmienił się mój odbiór. Zza psikusów Małej Mi, przyglądającej się sobie w lusterku Migotki, wciąż pichcącej coś Mamy Muminka, dumającego Taty, niezależnego Włóczykija i pogodnego Muminka zaczęłam dostrzegać melancholijność Filifionki, feminizm Mimbli, groteskowość Hatifnatów, nudzącego dorosłością Paszczaka... Poszczególne zdania, z których do tej pory wyławiałam elementy fabuły i kolejne zdarzenia, dały mi odczuć niezwykłość atmosfery, tak właściwiej literaturze skandynawskiej właśnie... Podmuch wiatru zapowiadający nadciągającą burzę, szum w koronach drzew, jakieś zagadkowe echo niosące się doliną, skrywające się w lasach dziwne stworzenia... Tove Jansson proponuje nam baśń zakorzenioną w jej kulturze, a więc oddającą tamtejsze nastoje. Powątpiewam zresztą, czy odcięcie się od świata dookoła siebie, tego "na miejscu", z jego historią, społeczeństwem, wierzeniami i przyzwyczajeniami byłoby w ogóle możliwe... Muminki są literaturą skandynawską i basta. Narodowość autorki jest tu tylko pretekstem: dzięki niej możliwe jest zakorzenienie aury, wyjątkowości, odmienności... Tak jak jesteśmy w stanie poznać dzieła wybitnych autorów brytyjskich, tak również możemy wyczuć "skandynawskość".
"Dolina Muminków w listopadzie" jest ostatnią książką z cyklu dziewięciu. O dziwo, brak tu Muminków. Brak również Małej Mi, Ryjka, Migotki... Postaci tak dobrze nam znanych, kanonicznych wręcz dla książek Tove Jansson. W ich miejsce poznajemy Filifionkę, Paszczaka, Homka Tofta, wuja Truja, na nowo spotykamy Mimblę i Włóczykija. Kilkakrotnie wspomniany jest również Przodek Muminków, który zamieszkuje piec kaflowy, a więc miejsce najwłaściwsze muminkowym przodkom. Wydawałoby się, że podsunięto nam misz-masz, chaos. Każda z postaci jest inna i co innego sprawia jej przyjemność: poświęcający się spokojnym wędrówkom Włóczykij, którego jedynym kompanem na trasie jest harmonijka, poukładana, choć nieco przewrażliwiona Filifionka lubująca się w porządkowaniu otoczenia, bujający w obłokach Homek Toft, któremu niekwestionowaną przyjemność sprawia snucie historii i życie w świecie niezbyt rzeczywistym, Paszczak pragnący wypłynąć na morze, ale nie umiejący pływać, dotknięty starczą sklerozą wuj Truj, który wytworzył sobie nie tylko własne imię, ale i - zdawałoby się - świat dookoła, wreszcie samo stanowiąca o sobie i nie pozwalająca sobie niczego wmówić Mimbla, która momentami najchętniej ustawiłaby przynajmniej część towarzystwa... Ot, pomieszanie z poplątaniem. Pozornie jednak.
Jesień. Wakacyjny czas odpoczynku minął, wielkimi krokami zbliża się zima. Zmieniły się nastroje, w serca wiatr przygnał nutkę melancholii, zawieszenia w materii i obserwowania opadających liści. Okres zadumy i niepokoju, ale i mobilizacji. Jest przecież tyle do zrobienia! Należy zabezpieczyć się przez zimą, przygotować wszystko tak, jak należy, doprowadzić kilka spraw do końca, przeżyć kolejny dzień, już nie tak ciepły, jak kiedyś. W kolejnych, pierwszych rozdziałach obserwujemy życie codzienne poszczególnych bohaterów. Następujące po sobie czynności, momentami jakby rozwleczone, ciągnące się w czasie, opisane aż nadto dokładnie, z błahymi szczegółami. Nie bez powodu. Nagle, z każdym kolejnym zdaniem, zaczynamy rozumieć. Oni są samotni. Włóczykij, któremu po raz kolejny przyszło na jesieni opuścić Dolinę, Filifionka sprzątająca w ogromnym, pustym domu, nieznoszący swoich krewnych wuj Truj, który ma zresztą wszystkiego dosyć i na wszystko narzeka, śpiący w mile pachnącej smołą łodzi Homek marzący o kimś, kto opowiadałby mu bajki przed snem, niepotrafiący usiedzieć w miejscu Paszczak, który dzięki mnogości zajęć sam sobie wmawia, że jest gdzieś potrzebny, wreszcie niezależna Mimbla, której młodszą siostrą opiekują się Muminki...
Każda z postaci nie ma dookoła siebie nikogo, co zresztą - przynajmniej na początku - jej nie przeszkadza. Tak przecież było zawsze, takie życie wybrali, tak im wreszcie dobrze. A może...? Od codziennych, wielokrotnie powielanych czynności bohaterowie odrywają się w pewnym momencie, by przypomnieć sobie pewien niebieski dom w kształcie walca, pewną usłaną kwiatami dolinę ze strumykiem, gwizdy z kuchni pewnej mamusi, dym z fajki pewnego tatusia... Po kolei, jakby wybudzani ze snu, postanawiają odwiedzić Dolinę Muminków, by odczuć to ciepło, bezpieczeństwo, słodką beztroskę, której ongiś zaznali. Pchnięci impulsem nie namyślają się długo: czas na odwiedziny. Z przeróżnych części świata wykreowanego przez Tove Jansson ściągają do domu Muminków i... nie zastają nikogo. Żyrandol przesłonięto tiulem, poszczególne meble pokrywa warstwa kurzu. Dawne, gwarne towarzystwo przeszło w sferę wspomnień, bohaterów przytłoczyła cisza i bezruch. Z początku więc każde z nich, na swój sposób, jest rozeźlone. Duma wygrywa jednak z poczuciem wyobcowania. Postaci zacierają łapki i postanawiają czekać na Muminków. Ich pozorna, zdawałoby się: zwielokrotniona samotność nagle przestaje obowiązywać. Po domu zaczynają krążyć rozmowy, snute są plany odnośnie porządków, by przywitać właścicieli z godnością. Homek Toft znajduje książkę o dziwnych stworzeniach podobnych do niego w nieśmiałości i powołuje jedno z nich do życia. Filifionka, której nie udało się wysprzątać swojego wielkiego domu, z radością przejmuje rolę Mamy Muminka. Paszczak buduje Tatusiowi domek na drzewie, Włóczykij szuka w Dolinie zagubionej melodii a wuj Truj nawiązuje kontakt z Przodkiem. Przytłaczający ich do tej pory świat, zminimalizowany do czubka własnego nosa, nagle otworzył się na innych. Zmuszeni do dzielenia przestrzeni z irytującymi ich stworzeniami odnajdują w sobie siłę i chęci, pociąg do aktywności, do robienia czegoś dla kogoś. Z początku każde z nich myśli tylko o Muminkach, jest zajęte swoimi sprawami, własnymi planami odnośnie kontaktu z Mamusią i Tatusiem. Jednak w miarę upływu czasu dostrzegają siebie wzajemnie i zaczynają rozumieć, że łączy ich sytuacja i priorytety. Tak naprawdę "Dolina Muminków w listopadzie" jest opowieścią o samotności i wyobcowaniu, które odczuwamy czasem nawet pomimo obecności innych. Autorka pokazuje jednak, że nawet wówczas możliwe jest odnalezienie siebie i własnego miejsca, pędu do życia, poczucia wagi swego istnienia i - co chyba najważniejsze - jego sensowności. Nikt nie jest bowiem samotną wyspą. Wrzuceni w społeczeństwo mamy do dyspozycji szereg narzędzi pozwalających uczynić kontakt z drugim człowiekiem o ile nie przyjemny, to przynajmniej znośny. Książka jest doskonałą pozycją dla opuszczonych, zagubionych, czujących bezsens świata i wszystkich tych, którzy poszukują nadziei i słońca tam, gdzie pozornie ich nie ma. Pobyt w domu Muminków staje się dla bohaterów oczyszczeniem sam w sobie.
Język Tove Jansson, z pozoru prosty i kierowany do dzieci właśnie, zawiera w sobie filozoficzną siłę i głębię. Z dialogów, wydających się błahymi i momentami dziwacznymi, wyczytać można czasem życiowe prawdy. Ekstrawaganccy bohaterowie nie rzadko przypominają nas samych lub naszych bliskich, dzięki czemu identyfikujemy się z nimi i jeszcze lepiej, wraz z postępem akcji, zaczynamy rozumieć, że nikt tak naprawdę nie jest do końca samotny. Tym podbudowującym morałem Tove Jansson kończy ostatni tom cyklu. Uniwersalność książek spod pióra autorki gwarantuje zarówno młodym jak i starszym niezapomniane chwile pełne ciepła, mądrości i magii.
Tove Jansson, Dolina Muminków w listopadzie, Nasza Księgarnia 2002, 150 s.
już same ilustracje oddają atmosferę - tutaj Filifionka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz