sobota, 16 lutego 2013

Sylwia Chutnik "Kieszonkowy atlas kobiet"

recenzja ukazała się 10 maja 2011 roku na portalu StacjaKultura.pl (TUTAJ)
_______________________________________________________________


Kieszonkowy atlas kobiet? No przecież: możesz włożyć do kurtki, wsunąć do spodni, w każdej sytuacji posilić się wiedzą praktyczną, skomasowaną na potrzeby postępującej uniwersalizacji, w dobie telewizyjnych programów omnibusów, które już dawno zatraciły specyfikę gatunkową, ale nęcą obietnicą całościowego objęcia. 27 złotych za wykaz babskich postaw, omówienie większości kobiecych ról społecznych, kategoryzacja, szufladkowanie, dookreślanie. Czy jednak na pewno? Na książkę składają się cztery opowiadania, każde związane z jedną Marią: od Czarnej Mańki, przez panią Marię, młodą Marysię, na paniopanu Marianie skończywszy. Wybór tegoż imienia wydaje się zresztą nieprzypadkowy: w kraju tak mocno związanym z kościołem katolickim, w którym tradycja wraz z historią wciąż silnie oddziałują na człowieka, trudno nie uciec od odwołań do symboliki religijnej, w Polsce traktowanej czasem na równi z narodową. Dziewica Maria staje się patronką wszystkich kobiet, niedoścignionym wzorem do naśladowania, który jednocześnie chce być osiągnięty, ale nie może. Ta swoista dwoistość charakteryzująca Rodzicielkę Jezusa - jednocześnie dziewicę i matkę - zwraca uwagę na pewnego rodzaju wewnętrzny rozłam kobiety w kościele katolickim, której nigdy nie będzie dane doścignąć ideału. Złość, niedowartościowanie, zniechęcenie, zobojętnienie? Jak czują się kobiety w kraju, który pragnie być nazywany tolerancyjnym i miłosiernie otwartym dla wszystkich, ale jednocześnie jest niezwykle homofobiczny i zanurzonym w stereotypach?

Sylwia Chutnik sili się na rzecz szaloną, tj. na próbę całościowego ujęcia kobiecości w różnych jej odmianach. Poczyniony eksperyment, chociaż zaliczony przeze mnie do niezwykle udanych i rokujących, trąci pewnym uogólnieniem, którego nie sposób w tej sytuacji uniknąć. Przymiotnik "kieszonkowy" zdaje się ratować Chutnik z opresji: wskazuje pewną miniaturyzację zagadnienia, swoistą wybiórczość, która usprawiedliwiać ma nieco po macoszemu potraktowane zagadnienie. Całego świata nie opiszę, bo za duży. A gdyby tak jego wycinek? Próbkę? Preparat mikroskopowy? Autorka wybiera ulicę Opaczewską w Warszawie i to jej okolicę czyni miejscem akcji, które wpływa również na życie mieszkańców (w szczególności mieszkanek). Bohaterkami nie są pociągające hetery, wystrzałowe seksbomby, zabójcze businesswoman  czy urocze dziewczątka. Ich miejsce zajmują kobiety "zwykłe": przez wielu uznawane za nijakie, szare, nudne. Każda z nas może być takiej sąsiadką, siostrą, matką, córką, może nawet nią samą. Pozorna zwyczajność zostaje tu jednak ukazana jako swoista wyjątkowość - głównie dzięki niezwykłemu zmysłowi obserwacji Chutnik, jej literackiej i psychospołecznej intuicji oraz, przede wszystkim jak mniemam, studiom kulturoznawczym, w tym gender.

Oto Czarna Mańka jest królową, której do Bogurodzicy brakuje jedynie wniebowzięcia. Żyjąca przeszłością pani Maria staje się symbolem maryjnym dla młodej Marysi, która puściłaby z dymem całe miasto (a na pewno pobliski bazar). Samotny pan Marian jedynie nadaje swoistej pikanterii tej kobiecej trójcy, udowadniając, że problemy z kobiecością w kraju nad Wisłą nie dotyczą wyłącznie płci pięknej, że sięgają głębiej, są bardziej skomplikowane. Autorka z niezwykłą precyzją oddaje nie tylko życie wewnętrzne bohaterów, unaoczniając ich rozdarcie i trudność w połączeniu koniecznych do odegrania ról społecznych z marzeniami. Podglądani są również inni, całość okraszona zostaje natomiast odrobiną czarnego humoru, który na wzór Kafkowski obnaża groteskowość ludzkiego trwania w społeczeństwie. Książka to zabawna, ale i gorzka. Pierwotny uśmiech, pobudzony zgodą z autorskimi obserwacjami, zamiera na ustach. Jeśli bowiem rzeczywiście tak jest, czy i mnie pisane jest tak skończyć?

Kobieta z okładki zdaje się mówić: Nie patrz na mnie, nie spoglądaj, nie jestem warta uwagi, nie ma mnie tu! albo nawet "Wstydzę się.", zasłaniając się ręką z wygiętymi palcami, których skurcz przywodzić może na myśl chęć zdarcia maski, szaleńczą wręcz chęć. Z drugiej strony ta swoista nonszalancja: prawa ręka wsunięta do kieszeni, jakby nie chcąca mieszać się - jak na prawicę przystało - w walkę ze stereotypami i tradycją. Kobieta z okładki to obraz zwykłej Polki, szarej (jak jej nijaka sukienka), poniżanej i traktowanej z góry (jak blondynkę, którą stała się za pośrednictwem dookreślającej ją ręki ilustratorki Anny Ostoyi), która wrzucona w rzeczywistość sprzeczności sama jest wewnętrznie rozdarta - pomiędzy tym, co powinna a tym, co chciałaby. Postać ta jest nie tylko metaforycznym portretem opisywanych Marii, jest przede wszystkim obrazem wszystkich niespełnionych kobiet, którym narzuca się pewne schematy żądając, by wdzięcznie się w nie wtłoczyły, bez słowa buntu czy chociaż niezadowolenia.

"Kieszonkowy atlas kobiet" jest dla mnie swoistą apoteozą kobiecości, która przybiera tu jednak niezwykłą formę surowości i swoistej brutalności. Dynamiczny i cięty język opisu, zdania będące często ostrą ripostą, zbiorem komentujących rzeczywistość haseł, dookreślają fabułę, tym jawniej naświetlając problem kobiet uwięzionych w świecie wciąż rządzonym przez mężczyzn.



Sylwia Chutnik, Kieszonkowy atlas kobiet, Korporacja Ha!art 2008, 232 s.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz