sobota, 16 lutego 2013

Helena Janeczek "Jaskółki z Monte Cassino"

recenzja ukazała się 14 czerwca 2011 roku na portalu StacjaKultura.pl (TUTAJ)
____________________________________________________________________


 "Istnieją historie, które po opowiedzeniu przybierają wygląd nierzeczywistych nawet dla tych, którzy je przeżyli, co przybliża je do kłamstwa i czyni lżejszymi oraz dającymi się odpędzić."

Niektóre z opowieści przemieniają się w baśniowe archetypy. Ciało jednak pamięta, stanowi nierzadko z wolna obumierający pomnik upamiętniający katastrofy, rzezie, nieszczęścia. Czasami słowa są zbędne, a obawa przed zafałszowaniem prawdy skłania do milczenia. Jak jednak żywa ma być pamięć o wydarzeniach, których dowodem będą jedynie kruche ciała? Gdy zabraknie świadków: kto będzie świadczył?

W "Jaskółkach..." przyłączamy się do Heleny Janeczek, która czuje potrzebę, by poświęcić swój czas - z definicji biegnący do przodu - poszukiwaniu przeszłości. Jak stwierdziła: "Przyszłość jest chińska, my należymy do przeszłości." Każdy z nas wytłoczony jest bowiem z wyjątkowego tworzywa sięgającego korzeni drzew genealogicznych: w naszych ciałach żyje pamięć przodków, nie tylko genetyczna, może najważniejsze są przekazywane z pokolenia na pokolenie tradycje, historia, wartości. Przynależność do grup etnicznych, narodów, które los poddał próbie tylko do siebie zbliżają, jeszcze bardziej spajają ze źródłem. Autorka przyrównuje siebie do generała Andersa, który "od chwili, w której zaczynał stopniowo słyszeć swoich ludzi, (...) mógł jedynie próbować ułożyć wiele pojedynczych głosów, ten rój drobnych epopei. Niektóre z nich nagle ucięte śmiercią w pełen obraz, gdzie będzie widać wyraźnie, że bez wątpienia także ta bitwa ma swoją całościową logikę, choć niewidzialną dla tych, którzy wzięli w niej udział."

Monte Cassino, 1944. Bitwa, która rozsławi włoskie, czerwone maki, zamiast rosy pijące polską krew. Zresztą nie tylko polską: angielską, walijską, szkocką, irlandzką, amerykańską, kanadyjską, nowozelandzką, francuską, włoską, hinduską, Gurkhów... Roberto Saviano, autor "Gomorry", zaznaczył: "Helena Janeczek napisała bardzo ważną powieść... Monte Cassino staje się wojną nas wszystkich, miejscem skąd pochodzimy." Jego słowa znalazły się zresztą na okładce, dobrze widoczne nad polem krwiście czerwonych maków i czarnych jaskółek, które przysiadły na drucie kolczastym. W tle widać klasztor, którego zdobycie było tak ważne, że poświęcono operacji dobrych kilka miesięcy podchodów, bitew, wreszcie niezliczone ilości ludzkich istnień. Książka nie zawęża się jednak do przybliżenia nam realiów walk w tym konkretnym miejscu (choć oczywiście i to czyni). "Jaskółki z Monte Cassino" stają się pretekstem do opowieści o II wojnie światowej w ogóle, z Katyniem, NKWD, konferencją Wielkiej Trójki, Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, obozami koncentracyjnymi, łagrami, marocchinate... Znajdujemy się we współczesnych Włoszech, towarzysząc autorce odwiedzającej żyjących, przenosimy się również do czasów wojny, poznając jej bezlitosność i często bezsensowność. Janeczek zwraca jednak uwagę na najważniejsze: człowieka. "Jeżeli istniała jakaś zaleta, jedna jedyna zaleta znalezienia się w łagrze, byli nią ludzie. Było nią to, jaką wartość sobą przedstawiali, czym byli, dobro i zło w nich mieszkające (...)." - napisała przy niezwykłym związku Ireny Levick i Zygmunta Szera, których ślub w łagrze przypominał niemalże baśnie okraszone sentymentalną nutką romantyzmu. Opisy Heleny Janeczek - pomimo tematyki - pełne są subtelności, wrażliwości i wyczulenia. Oddają z pomocą sklejonych liter doznania zmysłowe, przybliżają nas ku materializacji Słowa. " - Nie da się oddychać przy minus czterdziestu - mówi w pewnej chwili. Jest to jednak próba, zdanie pozbawione intonacji, które zawiesza w powietrzu, unosząc rękę do ust, by pokazać, co działo się z oddechem przy czterdziestu stopniach poniżej zera. Widzisz go przed sobą, zamarza, staje się czymś gęstym i obcym." Nie brak swoistego mityzowania: generał Anders porównany został do Ardźuny prowadzącego w nocy przez las żołnierzy, kiedy padał śnieg a on dokonywał swojej dharmy. Mnogość walczących pod Monte Cassino narodów, wyznań, stanowi zresztą pewne usprawiedliwienie dla swoistej uniwersalizacji doświadczeń, sięgania po różnorakie symboliki. Ludzie tamtych czasów byli bowiem jak jaskółki: rozpierzchnięte po całym świecie, nie potrafiące powrócić do swych domów zniszczonych w trakcie walk. "Widziałem chmary tych biednych, czarnych, oszalałych ptaków na całym świecie", wyzna potem Anand, jeden z bohaterów.

To też książka o pamięci. O mijającym czasie, zmieniającym rodzinne historie w legendy. O prawdzie, którą trudno czasem przyjąć z samego faktu, że przez całe życie żyliśmy inną. To wreszcie lekcja pokory, poszukiwania siebie i zrozumienia najbliższych. O jednym z bohaterów, Rapacie, napisała: "obawiał się, że ją [pamięć] zniszczy, czytając za wiele, poznając oficjalną i obiektywną prawdę, która zmieni i zajmie podstępnie miejsce opowiadań dziadka." Janeczek zauważa kruchość opowieści, pewne przekłamania w przekazach ustnych... No właśnie: czy przekłamania rzeczywiście? Na ile możemy oceniać cudze narracje, nierzadko naznaczone cierpieniem? Jacek Leociak w swojej książce "Doświadczenia graniczne. Studia o dwudziestowiecznych formach reprezentacji" przyglądał się różnym formom świadczenia. Zwrócił uwagę na ludzką potrzebę porządkowania tego, czego często nie da się uporządkować. Uruchomienie języka, narracji właśnie, stało się jakby wewnętrznym przymusem odpowiedzi na pytanie "Dlaczego?". Janeczek zwraca zresztą uwagę na "tarczę ciszy i milczenia", kiedy np. Milek "nie chciał nigdy powiedzieć ani jednego pieprzonego słowa". Autorka zauważa: "Znowu nie można nic powiedzieć. Przed oczami staje mi tylko obraz, który nie odchodzi, nie przemieszcza się, nie powraca do rdzenia opowieści. Eksperci od propagandy mają rację: obrazy są silniejsze od historii. Obrazy są silniejsze, bo niczego nie wyjaśniają.", co również ujął Leociak.

Jak autorka łowiła opowieść w gąszczu historii składających się na ludzkie życie? Zwyczajnie: pozwoliła jej płynąć swoim nurtem: ustawicznym, wartkim, ale i w pewnych miejscach spokojnym, wręcz leniwym. Potem żałowała, że nie przerwała potoku wspomnień, chcąc uściślić pewne fakty, dopytać o daty, uszczegółowić zbyt ogólne, wyprostować zagmatwane. Niemal od razu zauważyła jednak, że nie mogła tego zrobić "przez te krople potu nad rzęsami i na skroniach, znak, że kiedy mówiła, nie przestawała cierpieć z powodu pleców, a ja nie wiedziałam, jak długo kręgosłup zniesie opowiadania. Też ze względu na ojca i matkę, którzy pojawili się od samego początku, kiedy ja - co robiłam? - wzywałam zmarłych, prowokowałam ich, by wyszli z lampy, a później zostawiałam ich w mini apartamencie. Nie należy zatrzymywać lunatyków, kiedy idą: chyba to zdanie podsumuje najlepiej moje instynktowne zachowanie." Janeczek przekazuje nam historie cudze, czasem osób zmyślonych, których doświadczenia jednak niczego nie zacierają, wręcz przeciwnie: historię czynią bardziej rzeczywistą. Czy trzeba być świadkiem wydarzeń, by móc o nich zaświadczyć? Czy trzeba przeżyć obóz, wojnę, by przekonująco opowiedzieć o bólu i cierpieniu ludzi? Janeczek przytacza słowa Israela Gutmana: "Nie wierzę, aby było to istotne. Autor nie jest osobą nieprawdziwą, lecz kimś, kto przeżywa tę historię głęboko w swojej duszy. Ból jest prawdziwy." Poza tym historie tych wszystkich ludzi miały wpływ na nią samą, ukształtowaną przez rodzinne opowieści, czasem przez milczenie ojca. Bo przecież: "Robisz się taka sama jak twoja mama - jest jego jedynym komentarzem. On za to tylko upodabnia się do swojego ojca. Jak gdyby jedynym kierunkiem, w którym posuwają się zmiany, było kroczenie wstecz, w kierunku fizycznych śladów naszych rodziców. A to nasze odkrycie, że się tak mało postarzeliśmy, to złudzenie młodości, które pozwala z łatwością określić lata, kiedy byliśmy młodzi, i które wydaje się wystarczająco silne, aby stać się prawdziwym, nie było niczym innym, jak kłamstwem maskującym fakt, iż siła, która trzymała nas w hibernacji, jest czymś innym: jest siłą bycia czyimiś dziećmi."

Niezapytani przodkowie zabiorą do grobu rodzinne historie. "Korzeń zostanie wyrwany i już nigdy więcej nie pokwapi się zakwitnąć." Helena Janeczek stała się wiernym ogrodnikiem Historii.

Helena Janeczek, Jaskółki z Monte Cassino, Wydawnictwo Replika 2010, 256 s.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz