sobota, 16 lutego 2013

Eoin Colfer "Artemis Fowl"

 recenzja ukazała się 4 maja 2011 roku na portalu StacjaKultura.pl (TUTAJ)
______________________________________________________________

Młodociany boss mafii, nieposłuszna elfica-detektyw, czyli szalony "Artemis Fowl" - literacka wycieczka do świata pełnego atrakcji.

Na książkę natknęłam się przypadkiem - zafrapowała mnie okładka, na której chwalono się popularnością bliską sadze o Harrym Potterze. Dane dotyczące fabuły, zaczerpnięte z tylnej strony, świadczyć mogły o całkowitym szaleństwie autora, który bohaterem uczynił dwunastoletniego miliardera, dziedzica mafijnego biznesu, który dla podratowania upadającego rodzinnego interesu zdecydował się... porwać elficę. Absurdalne, wariackie? Po trochu pewnie i tak. Zaintrygowana, tym bardziej ciekawa byłam realizacji. Eoin Colfer wyszedł ze starcia z moim wymagającym mózgiem obronną ręką: świat, który powołał do życia na tyle mnie oczarował, że do serii o Artemisie na pewno chętnie wrócę, poznając kolejne tomy.

Pierwszym, co mnie zauroczyło, była atmosfera każdego rozdziału. Nie mam tutaj na myśli niepotrzebnej egzaltacji, emocjonalności czy wybujałych opisów, których kwiecistość dodawałaby lekturze kolorów. Wszystkie elementy spoiły się po prostu w jedno: epitety, rzeczowniki, czasowniki... Opisy z dialogami i cała otoczka: nie znalazło się tutaj ani jedno słowo, które odciągałoby mnie od akcji czy było niepotrzebne. W efekcie człowiek czytał zachłannie, całkowicie stopiony z wydarzeniami i bohaterami, oczekujący z zapartym tchem ciągu dalszego. Wymyślony świat zachwycał swoją realnością: przy opisie podziemnej krainy elfów czułam między palcami grudki ziemi, w przypadku zamknięcia w słonecznym pokoju, niemal widziałam w powietrzu fruwające nanocząsteczki rozświetlonego kurzu. Zazdroszczę Colferowi (i, po trochu, zapewne również Barbarze Kopeć-Umiastowskiej) tej swoistej świadomości słowa: wszystko znalazło bowiem w książce swoje miejsce, doskonale dookreślając bohaterów i świat przedstawiony, pozwalając prawdziwie na przeniesienie się do literackiego świata.

Zachwyciły mnie niezwykle dopracowane postaci. Tytułowy Artemis Fowl, po którym spodziewałam się dziecięcej niedojrzałości i infantylności, zaskoczył mnie. Jego "geniusz zbrodni" wcale nie wydał się sztuczny; w pełni możliwy był do wytłumaczenia wychowaniem, logicznie: jak w życiu. Podobnie niezwykła dojrzałość dwunastolatka, pełnego swoistego poczucia odpowiedzialności za siebie i rodzinę. Jego niepełnoletność nadawała fabule jedynie smaczku, czyniła bohatera bardziej tajemniczym sięgając do pokładów drzemiącego w każdym nastolatku młodzieńczego szaleństwa i nieprzewidywalności. Całkowicie zauroczyła mnie Holly Nieduża, elf.

Eoin Colfer (za co jestem mu wdzięczna) zerwał ze schematami i przesłodzony świat filigranowych elfów umieścił głęboko pod ziemią, w niedalekiej odległości od jądra naszego globu. Panujące tam warunki wymuszające pewien brutalizm i opisu, i charakterystyki postaci, jedynie zaświadczyły o nieśmiertelności gatunku, który zrodzić może taką różnorodność form. Holly, w miejsce zwiewnej sukienki w pastelowych kolorach, założono mundur kapitana żeńskiego oddziału SKRZAT (Specjalny Korpus Rozpoznawczy do Zadań Tajemnych) a buńczuczne zachowanie bohaterki, która gotowa była poświęcić zasady dla ratowania przyjaciół lub powodzenia misji, tylko przydawało jej sympatii. To właśnie tej dwójce przyszło się ze sobą spotkać, z czego wynikły inteligentne i okraszone humorem dialogi. Cieszą mnie zawsze literackie konfrontacje tak silnych osobowości: ich starcia, słowne potyczki nadają książce pewnej pikanterii, czyniąc całość jeszcze bardziej emocjonującą. Sama akcja jest się w stanie wybronić, stanowi bowiem doskonały materiał na film sensacyjny (według zasady Alfreda Hitchcocka: najpierw trzęsienie ziemi a potem napięcie rośnie).

Podsumowując: po (szybkim) zakończeniu lektury byłam niezwykle mocno podbudowana, jak po powrocie z innego, trochę egzotycznego świata, w którym spędziłam świetne wakacje. Porównanie z Harrym Potterem, zdecydowanie mylące, mogę wytłumaczyć jedynie chęcią uzyskania jak największych wyników sprzedaży - są to bowiem zupełnie różne fabuły, nijak przystające (może poza pewnymi elementami fantastycznymi, uważam jednak, że akurat ten zakres jest zbyt ogólny, by wobec niego dokonywać klasyfikacji). Inne, ale każda na swój wyjątkowy sposób zajmująca.

Eoin Colfer, Artemis Fowl, Wydawnictwo W.A.B. 2002, 280 s.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz