recenzja ukazała się 26 listopada 2012 roku na portalu StacjaKultura.pl (TUTAJ)
__________________________________________________________________
"Nigdy bym nie przypuszczał, że pewnego dnia
będę czytał swojej córce teksty Agnieszki Chylińskiej", stwierdził
Marcin Prokop. Debiut literacki jurorki "Mam talent" i byłej wokalistki
O.N.A. okazał się być... książką dla dzieci.
Macierzyństwo
zmienia percepcję, opakowuje matczyne brudy w kolorową pieluchę, której
zadaniem jest chłonięcie i trzymanie w ryzach wszelkich nieczystości.
Poród przemienia jeden z ciekawszych ludzkich mięśni w legendarne "Serce
Matki". Kobiety łagodnieją, ubierają się w róże (lub, w wydaniu
łagodniejszym, w pastele), "ciumkają" nad kołyską i produkują hektolitry
odtłuszczonego mleka. Do tej pory niegrzeczne Matki-Gwiazdy
przychodzą na wywiad w koszulkach ubrudzonych kaszką, po szczerych
wypowiedziach opowiadają o misji wychowywania. Biorą wreszcie pióra w
ręce i zaczynają snuć narracje. Cóż, być może istnieje coś
szczególnego w "gwiezdnym pi-arze", co nakazuje Madonnom pisać o
Angielskich Różyczkach, a Chylińskim o Zeziach Zezik. Albo, jak przekonywała w "Dzień dobry TVN" sama autorka, to kwestia wydoroślenia. Agnieszka
zaskakiwała, odkąd ją znam. Jako anonimowa ultrarockowa wokalistka na
płycie demo zespołu jeszcze bez nazwy O.N.A. Potem gość koncertu MTV w
Sopocie śpiewający fantastycznie klasykę disco. A teraz jako autorka
książki dla dzieci. Dlatego zawsze byłem jej ciekaw, podsumował
Piotr Metz. Wielu może zarzucić Chylińskiej swoistą niekonsekwencję,
"sprzedanie się", poddanie marketingowemu retuszowi. Jednego zarzucić
jej jednak nie można: wciąż zaskakuje.
"Zezia i Giler" wspinają się na księgarskie półki z uśmiechami szczerych, bezkompromisowych dzieciaków. Główną bohaterką opowieści jest Zuzia-Zezia: poznajemy jej życie, otoczenie, ulubione zabawy, marzenia i niepokoje. Pojawienie się w tytule Gilera (Czarek, brat dziewczynki) nie jest przypadkowe - zaznacza silną więź między rodzeństwem i, w odwołaniu do całości, wagę kontaktów międzyludzkich w ogóle. Nadane bohaterom pseudonimy śmieszą (zapewne rozbawią niejednego małego czytelnika), ale nie ośmieszają postaci. Przypominają, że nikt nie jest idealny: tytułowa bohaterka musi nosić okulary, jej brat wciąż choruje i ma często niewysmarkany nos. Rodzicie dzieci kłócą się, nie wszyscy sąsiedzi czy koleżanki w szkole są sympatyczni. Chylińska nie lukruje swojej opowieści; stara się raczej pokazać rzeczywistość w perspektywie dziecka. Dzieciństwo to nie tylko sielanka i miłe wspomnienia. To również próba zrozumienia świata dorosłych czy oswojenia nocnych strachów. Zezia, dziewczynka roztropna, broniąca młodszych i cierpliwie wykonująca powierzone jej obowiązki, jest przykładem dla innych: jak odnosić się z miłością do bliźniego, jak umilać sobie nielubiane prace domowe. Jej pełne fantazji podejście do życia daje nadzieję: że może nie wszystko jeszcze stracone, że współczesne dziecko może dobrze bawić się z dala od komputera i konsoli.
Narracja jest prowadzona chaotycznie. Wydaje się, że jedynie postać Zezi spina poszczególne fragmenty w całość. Rozdziały przypominają kawałki ciasta, w które powtykano rodzynki-dygresje, trudno doszukać się między nimi ciągu przyczynowo-skutkowego. De facto, książce brak fabuły. "Zezia i Giler" to raczej mieszanka historyjek i anegdotek z życia pewnej ośmioletniej Zuzanny. Nawet zakończenie wydaje się pojawić w miejscu niekoniecznie dla niego adekwatnym. Zakończenie ze znakiem zapytania - może to jest wskazówka?
Niewątpliwą zaletą wydania są duże litery, które pozwalają sięgnąć po lekturę już przedszkolakom. Naukę czytania mogą wspomóc również proste zdania i częste powtórzenia (między innymi pseudonimu Zezia - w różnych wariantach i odmianach). Problematyczne stają się jednak niektóre zbitki zdaniowe - twory wielokrotnie złożone, w których sensie można się pogubić (razem z mężem musieliśmy czasem przystanąć w połowie, by złapać utraconą treść; na szczęście nasz synek jest za mały, by wytknąć rodzicom przerwanie lektury w najmniej odpowiednim momencie).
Ilustracje nawiązują do występujących w dziecięcej literaturze szkiców piórkiem. Czarno-białe grafiki podkręcające wyobraźnię. O ile w przypadku tamtych tli się we mnie pełna szacunku niechęć jakiejkolwiek zmiany, o tyle najchętniej pokolorowałabym "Zezię i Gilera". Być może to dobry znak - dziecko wraz z książką otrzymuje kolorowankę. (Przypomina mi się siostra, która w dzieciństwie uwielbiała ubarwiać kredkami życie bohaterów.)
Podsumowując, debiut literacki Agnieszki Chylińskiej zaskakuje. W prostej, acz na swój sposób fantazyjnie rozbudowanej formie, jest ciepłym przekazem kierowanym w stronę najmłodszych. Zdziwiła mnie okładka - pozbawiona "super nowoczesnego dizajnu", atrakcyjnych elementów, które miałyby spełnić swój marketingowy obowiązek i przyczynić się do wzrostu sprzedaży. W ich miejsce widzimy ożywioną akwarelami, zezującą na tytuł główną bohaterkę (a w tle jej brata). Bije od niej ciepło - nie tylko tonacji kolorystycznej, ale również to charakterystyczne dla postaci wyrysowanych ręką artysty, kiedy mamy wrażenie, że twór z papierowej kartki ożywa. Książka "Zezia i Giler" przypomniała mi dzieciństwo. Zapewne chętnie sięgnę po nią za kilkanaście miesięcy, gdy mój syn będzie bardziej świadomym słuchaczem - a to chyba dobrze rokuje pozycji.
Agnieszka Chylińska, Zezia i Giler, Wydawnictwo Pascal 2012.
do książki dołączono tatuaże, m.in. z podobizną autorki |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz