recenzja dla Stowarzyszenia Piórem Feniksa, opublikowana TUTAJ
________________________________________________________
„Myśli i lęki małego człowieka” to książeczka niepozorna: cienka na wzór broszurki, wydrukowana na papierze, który daje wrażenie surowości. Trudno nie odnieść wrażenia, że to właśnie broszurka. Krótkie rozdziały zapisane są dużą czcionką, ich tytuły stanowią wiele mówiące rzeczowniki: sumienie, miłość, szacunek, zaufanie, przyjaźń, szczęście… Jakbyśmy trzymali w rękach ulotkę edukacyjną, która wyjaśnia, jak poradzić sobie z dziećmi, trudną sytuacją, wychowaniem. Książeczce nie brak bowiem swoistego wymiaru pedagogicznego. Przez autorkę jednak tak ubranego w słowa, że stanowiącego dobrą i pouczającą literaturę.
Narratorem spisanej w formie pamiętnika opowieści jest jedenastoletni chłopiec, który od roku mieszka w domu dziecka. Na książeczkę składają się przemyślenia chłopca dotyczące jego nowej sytuacji życiowej. Uczucia porzucenia i niezrozumienia mieszają się z niechęcią do rodziców i poczuciem zakłamania dorosłych. Gorzkie słowa pokroju: „Nie kocham rodziców, bo mnie oddali. Nie wiem, czy ich szanuję. Nie chcę mieć dzieci, nie chcę być rodzicem.” w toku dziecięcych rozważań powoli się zmieniają. Poczucie beznadziejności przełamuje pobyt w domu dziecka i obserwacja innych dzieci: wyrzuconego w niemowlęctwie do śmietnika kolegi i bitej przez rodziców koleżanki. Jedenastolatek ze zdziwieniem odkrywa, że jego doświadczenia – trudne i nie do pozazdroszczenia – nie są jeszcze najgorsze. Powoli zaczyna uświadamiać sobie, że może jego życie aż tak beznadziejne nie jest. Wciąż ma żal do rodziców, w jego postawie więcej jest jednak dojrzałych przemyśleń i prób zrozumienia. Kolejne rozdziały – poświęcone, jak wspominałam, „wielkim” słowom-pojęciom – są niejako próbą uporządkowania sobie przez chłopca rozważań, zwerbalizowaną formą tłumaczenia sobie sytuacji, wyjaśniania dziecięcego stanowiska innym. Bohater zdradza: „Piszę tę książkę dla siebie i dla innych dzieci. Piszę ją także dla wszystkich dorosłych. (…) Chciałbym zadać wiele pytań”, dodaje.
Książka napisana jest językiem prostym, ale nie prostackim. Oddaje pewną stylistykę myślenia dziecka, potwierdzają to chociażby brak akapitów i nieskomplikowane konstrukcje zdaniowe. Podjęcie jednak takiej a nie innej tematyki wynosi utwór na wyższy poziom. Sprawia, że krótkie i – zdawałoby się – proste zapiski jedenastolatka urastają do rangi traktatu filozoficznego. Po zaledwie kilkunastu stronach lektury odkładamy przeczytaną książkę z poczuciem swoistego oświecenia, w każdym razie na pewno uświadomienia kilku spraw ważnych (o ile nie najważniejszych). „Myśli i lęki małego człowieka” to lektura dla wszystkich: dotrze do dzieci za pośrednictwem języka i zgrabnie nakreślonych sytuacji, dorosłych przekona przesłaniem ukrywającym się między słowami. Dorota Gąsiorek-Drzymała posiadła zaskakującą umiejętność łączenia w niepozornej prozie prostoty formalnej z wewnętrznym skomplikowaniem. O rzeczach trudnych da się, jak widać, mówić, unikając utartych frazesów i słów górnolotnych. Bez obudowywania zbędnym słownikiem, bez ściemy. Autorka uczy nas oglądu rzeczywistości dziecka, z którym można rozmawiać szczerze, od którego można się wreszcie wiele nauczyć. „Myśli i lęki małego człowieka” są w każdym, nawet tym większym, na pozór już dorosłym. Pozwólmy im przemówić.
Narratorem spisanej w formie pamiętnika opowieści jest jedenastoletni chłopiec, który od roku mieszka w domu dziecka. Na książeczkę składają się przemyślenia chłopca dotyczące jego nowej sytuacji życiowej. Uczucia porzucenia i niezrozumienia mieszają się z niechęcią do rodziców i poczuciem zakłamania dorosłych. Gorzkie słowa pokroju: „Nie kocham rodziców, bo mnie oddali. Nie wiem, czy ich szanuję. Nie chcę mieć dzieci, nie chcę być rodzicem.” w toku dziecięcych rozważań powoli się zmieniają. Poczucie beznadziejności przełamuje pobyt w domu dziecka i obserwacja innych dzieci: wyrzuconego w niemowlęctwie do śmietnika kolegi i bitej przez rodziców koleżanki. Jedenastolatek ze zdziwieniem odkrywa, że jego doświadczenia – trudne i nie do pozazdroszczenia – nie są jeszcze najgorsze. Powoli zaczyna uświadamiać sobie, że może jego życie aż tak beznadziejne nie jest. Wciąż ma żal do rodziców, w jego postawie więcej jest jednak dojrzałych przemyśleń i prób zrozumienia. Kolejne rozdziały – poświęcone, jak wspominałam, „wielkim” słowom-pojęciom – są niejako próbą uporządkowania sobie przez chłopca rozważań, zwerbalizowaną formą tłumaczenia sobie sytuacji, wyjaśniania dziecięcego stanowiska innym. Bohater zdradza: „Piszę tę książkę dla siebie i dla innych dzieci. Piszę ją także dla wszystkich dorosłych. (…) Chciałbym zadać wiele pytań”, dodaje.
Książka napisana jest językiem prostym, ale nie prostackim. Oddaje pewną stylistykę myślenia dziecka, potwierdzają to chociażby brak akapitów i nieskomplikowane konstrukcje zdaniowe. Podjęcie jednak takiej a nie innej tematyki wynosi utwór na wyższy poziom. Sprawia, że krótkie i – zdawałoby się – proste zapiski jedenastolatka urastają do rangi traktatu filozoficznego. Po zaledwie kilkunastu stronach lektury odkładamy przeczytaną książkę z poczuciem swoistego oświecenia, w każdym razie na pewno uświadomienia kilku spraw ważnych (o ile nie najważniejszych). „Myśli i lęki małego człowieka” to lektura dla wszystkich: dotrze do dzieci za pośrednictwem języka i zgrabnie nakreślonych sytuacji, dorosłych przekona przesłaniem ukrywającym się między słowami. Dorota Gąsiorek-Drzymała posiadła zaskakującą umiejętność łączenia w niepozornej prozie prostoty formalnej z wewnętrznym skomplikowaniem. O rzeczach trudnych da się, jak widać, mówić, unikając utartych frazesów i słów górnolotnych. Bez obudowywania zbędnym słownikiem, bez ściemy. Autorka uczy nas oglądu rzeczywistości dziecka, z którym można rozmawiać szczerze, od którego można się wreszcie wiele nauczyć. „Myśli i lęki małego człowieka” są w każdym, nawet tym większym, na pozór już dorosłym. Pozwólmy im przemówić.
Dorota Gąsiorek-Drzymała, Myśli i lęki małego człowieka, Warszawska Firma Wydawnicza 2012, 22 s.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz