Na Wielkanoc musiałam, wręcz musiałam przynajmniej jedno jajko ozdobić wąsami. Dlaczego? Z uwagi na uwielbianego przeze mnie Hercule Poirota, oczywiście! Jeśli miałabym wymienić swoich ulubionych bohaterów z książek, ten znalazłby się chyba na pierwszym miejscu. Także jajo powstało, na cześć pewnego Belga z niezwykłymi wąsami. (Poduszki, cieszące oko przy poprzednich świętach doskonale sprawdziły się i teraz. Ach, pogodo! ;))
Myślałam o świątecznych fragmentach przeczytanych książek, najbardziej w pamięć zapadł mi... Bobcio z ukochanej przez moją mamę Jeżycjady. Pamiętam, jak leżałyśmy z siostrą w swoich łóżkach, a mama czytała nam do snu przygody poszczególnych bohaterów. Czasem tęsknię za tymi momentami beztroski. Z drugiej strony... mogę teraz sama czytać synkowi, co w jakiś sposób przybliża mi dzieciństwo.
Poniżej wspomniany, uroczy fragment:
Przez całe dwie godziny Bobcio malował pisanki. Pozostawiony sam na sam ze swoją muzą, w skupieniu, z namaszczeniem i bardzo pedantycznie smarował jajka plakatówkami Julii i kiedy przyszła pora podwieczorku, mina chłopczyka wskazywała, że jest bardzo zadowolony ze swojego dzieła.
- No, jak tam, Bobek? – spytała mam Żakowa wchodząc do pokoju z tacą w rękach. – Jak twórczość dziecięca? Pomyślnie?
- Sama zobacz – zachęcił ją Bobcio.
- Już, już – powiedziała mama Żakowa, rozstawiając szklanki z herbatą. Do pokoju weszła mama Bobcia.
- No, jak tam, Bobek? – spytała mało oryginalnie. – Jak twoje pisanki?
- Sama zobacz – powtórzył Bobcio, wyczuwając niejasno, że żadnej z nich nie interesuje jego praca. Czuł się nieco dotknięty.
Ciocia Wiesia podeszła do swojego syna.
- O, Jezus! – rozległ się nagle jej krzyk.
Mama Żakowa wypuściła z reki wszystkie łyżeczki.
- Co się stało? – krzyknęła.
- Sama zobacz – jęknęła ciocia Wiesia.
Mama Żakowa podeszła bliżej i zesztywniała. Pisanki Bobcia, utrzymane w pięknych, czystych kolorach, na pierwszy rzut oka wyglądały uroczo. Na drugi rzut oka budziły nieokreśloną grozę. A kiedy się człowiek dobrzy przyjrzał, ujawniały swą złowrogą treść.
- Co to jest – krzyknęła mam Żakowa, wskazując jajko upstrzone przeraźliwymi, powykręcanymi paluszkami.
- To? – upewnił się Bobcio. – To bakterie.
- A to? – wypytywała Wiesia.
- To? To Somosierra. Bitwa na czołgi.
- A to? – spytała bezsilnie Wiesia, wiedząc, niestety, jaka będzie odpowiedź.
- To? – powiedział Bobcio. – A, to. To jest Hitler.
Kolejne egzemplarze – bo Bobcio sumiennie zapełnił malunkami wszystkie dziesięć jaj, wykazały cioci Wiesi, że jej dziecko ma zainteresowania monotematyczne. Odstępstwo od militariów stanowiły dwie wizje bakterii i witamin, obie nadzwyczaj przygnębiające, oraz wizerunek myszy – tylko jeden, ale za to jak żywy.
(M. Musierowicz, Szósta klepka, Wydawnictwo Akapit Press, Poznań 2004, s. 178-179.)
- No, jak tam, Bobek? – spytała mam Żakowa wchodząc do pokoju z tacą w rękach. – Jak twórczość dziecięca? Pomyślnie?
- Sama zobacz – zachęcił ją Bobcio.
- Już, już – powiedziała mama Żakowa, rozstawiając szklanki z herbatą. Do pokoju weszła mama Bobcia.
- No, jak tam, Bobek? – spytała mało oryginalnie. – Jak twoje pisanki?
- Sama zobacz – powtórzył Bobcio, wyczuwając niejasno, że żadnej z nich nie interesuje jego praca. Czuł się nieco dotknięty.
Ciocia Wiesia podeszła do swojego syna.
- O, Jezus! – rozległ się nagle jej krzyk.
Mama Żakowa wypuściła z reki wszystkie łyżeczki.
- Co się stało? – krzyknęła.
- Sama zobacz – jęknęła ciocia Wiesia.
Mama Żakowa podeszła bliżej i zesztywniała. Pisanki Bobcia, utrzymane w pięknych, czystych kolorach, na pierwszy rzut oka wyglądały uroczo. Na drugi rzut oka budziły nieokreśloną grozę. A kiedy się człowiek dobrzy przyjrzał, ujawniały swą złowrogą treść.
- Co to jest – krzyknęła mam Żakowa, wskazując jajko upstrzone przeraźliwymi, powykręcanymi paluszkami.
- To? – upewnił się Bobcio. – To bakterie.
- A to? – wypytywała Wiesia.
- To? To Somosierra. Bitwa na czołgi.
- A to? – spytała bezsilnie Wiesia, wiedząc, niestety, jaka będzie odpowiedź.
- To? – powiedział Bobcio. – A, to. To jest Hitler.
Kolejne egzemplarze – bo Bobcio sumiennie zapełnił malunkami wszystkie dziesięć jaj, wykazały cioci Wiesi, że jej dziecko ma zainteresowania monotematyczne. Odstępstwo od militariów stanowiły dwie wizje bakterii i witamin, obie nadzwyczaj przygnębiające, oraz wizerunek myszy – tylko jeden, ale za to jak żywy.
(M. Musierowicz, Szósta klepka, Wydawnictwo Akapit Press, Poznań 2004, s. 178-179.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz