recenzja ukazała się 14 listopada 2012 roku na portalu StacjaKultura.pl (TUTAJ)
___________________________________________________________________
Chilijska narracja o sile pobudzającej
wyobraźnię opowieści. O magii kina, której moc ożywia obrazy. O władzy
telewizji, która spowalnia lub unieruchamia postaci ludzkie. Według
"Magazine Littéraire" powiew świeżości w literaturze
latynoamerykańskiej.
Wydaje
się, że na pustyni nie ma życia, że - nawet jeśli - jest ono ubogie,
ujęte w skromnych i najprostszych formach zgodnie z maksymą "byle
przetrwać". Hernán Rivera Letelier wychował się w
górniczej osadzie na środku właśnie takiej przestrzeni. Jego wyobraźnia,
zewsząd otoczona piaskiem, wedle prostego rozumowania powinna być
równie skąpa co krajobraz; na szczęście dla gatunku ludzkiego jest
inaczej. Siła fantazji pozwala człowiekowi na podróże z jakiegokolwiek
punktu na ziemi do krain istniejących i wyśnionych. Hernán Rivera
Letelier stał się poetą i pisarzem, "opowiadaczem" świata. W tej materii
podobny jest do bohaterki swojej książki. Czy może raczej: ona czerpie z
bogatego doświadczenia swojego twórcy.
Małe miasteczko na pustyni zaludnione przez rodziny górników. Trud codzienności, bieda i samotność tej krainy niemal zapomnianej przez Boga stanowią tło życia Marii Margarity - dziewczynki, która stała się "opowiadaczką filmów". Na początku było zwyczajnie: wzrastanie wśród czterech starszych braci, pracujący ojciec i strojąca się matka. Ubóstwo rodziny i okolicy w ogóle zdawało się nie mieć większego znaczenia, każdy znał swoje miejsce i życie postępowało dalej.
Sytuację zmieniło nagłe odejście
rodzicielki i utrata pracy przez ojca. Miejsce wspólnych, rodzinnych
wycieczek do kina zajęło wieczorne opowiadanie filmów. Przez wzgląd na
koszta "ruchome obrazki" oglądało jedno z dzieci, które w domu
przedstawiało historię pozostałym. Maria Margarita okazała się w tej
gawędzie najlepsza: naśladowała głosy i ruchy aktorów, z czasem
przebierała się w coraz zmyślniejsze kreacje, które ubarwiały opowieść.
Luki w filmowej narracji (spowodowane nieudolnością pracownika kina i
jego myleniem taśm) uzupełniała popisami własnej wyobraźni. Każdy
obejrzany film przyczyniał się zresztą do swoistej edukacji bohaterki.
Dziewczynka czytała prasę branżową, z uwagą śledziła prywatne życie
gwiazd. Jej wieczorne wystąpienia przed braćmi i ojcem stanowiły niejako
kompensację braku obecności matki - wysłuchiwanie opowieści
Marii Margarity było niczym słuchanie bajek na dobranoc przez spragnione
kontaktu dzieci. Stanowiło również formę eskapizmu, ucieczki od
nijakiej codzienności. Bohaterka stała się "kreatorką iluzji". Każdy
lubi, jak mu się opowiada ciekawe historie. Każdy chce choć na chwilę
porzucić swoją rzeczywistość i przenieść się do fikcyjnych światów
prosto z filmów, powieści i słuchowisk. Mogą to być kłamstwa, byle tylko
były dobrze opowiedziane, tłumaczyła. Moje opowieści wyciągały
widzów z tej cierpkiej nicości, jaką była pustynia, i chociaż na chwilę
sprawiały, że przenosili się do wspaniałego świata pełnego miłości,
snów i przygód, dopowiedziała.
Książka przyjęła formę pamiętnika
dziewczynki. Narracja, z początku podporządkowana głównie wątkowi
opowiadania filmów, przechodzi w opowieść o trudzie życia w ogóle,
zmianach, które wpłynęły nie tylko na młodą bohaterkę, ale i na jej
otoczenie, wreszcie na cały świat. Powieść krótka, oszczędna w
środkach wyrazu, zdołała pomieścić niezwykły bagaż autorskich refleksji.
Historia opowiadania filmów i początków ekspansji telewizji stała się
pretekstem do namysłu nad zanikającą współcześnie oralnością. W moich opowiadaniach, nie tak jak w prawdziwym kinie, każdy mógł sobie wyobrazić ten wspaniały świat zgodnie ze swoim gustem,
wspomniała Maria Margarita. Ludzie gromadzili się, by jej słuchać.
Stłoczeni w domu dziewczynki tworzyli pewną wspólnotę, nowszą wersję
zgromadzenia wokół plemiennego ogniska. Nawet kino pozwalało się
jednoczyć, chociażby fizycznie zbliżało do siebie ludzi usadowionych na
widowni. Telewizja położyła temu kres. Pozamykane drzwi domostw,
opustoszałe ulice, każdy przy własnym odbiorniku. "Szklana pogoda". Telewizja rozprzestrzeniała się w miasteczku niczym epidemia. I jak się wydawało, nikt nie znał na nią antidotum,
stwierdziła z goryczą dziewczynka. W ocenie bohaterki jej własna
pozycja jako "opowiadaczki filmów" zmalała się jednak z innego powodu: Komuś przyszło do głowy, żeby wydrukować mi wizytówki. (...) Wtedy zaczął prześladować mnie pech.
Czyżby ten swoisty symbol druku, pewnego rodzaju utrwalenia na piśmie,
stał się metaforą postępu cywilizacyjnego i ilustracją ogólnie
zamierającej oralności?
Dziewczynka nazywana jest "opowiadaczką filmów" i do pewnego momentu nie znamy nawet jej prawdziwego imienia. Szybko jednak okazuje się ono dla bohaterki uciążliwe - wtłacza ją w pewien schemat, uniformizuje: wszyscy w rodzinie mieli bowiem imiona na "M", dziewczynka nie mogła być wyjątkiem. Swoją manierę nazywania dzieci ojciec tłumaczył sekretem gwiazd filmowych: podwójne "M" miało gwarantować sukces Marilyn Monroe. Bohaterka postanowiła więc stworzyć sobie pseudonim, który wyzwoliłby ją w pewien sposób z narzuconych wzorów. Hada Delcine. Hada od wróżki i cine od kina. Stwarzanie siebie na nowo nie przyniosło jednak oczekiwanego rezultatu - dziewczynka nadal pozostawała "opowiadaczką filmów", jakby o jej statusie decydowała wykonywana czynność. W tak małej społeczności nie było zresztą miejsca na wielkie kariery. Życie szybko weryfikowało ludzkie wybory, boleśnie doświadczyło bohaterkę. Być może to tłumaczy fascynację kinem i, w następstwie, odgrywaniem postaci - wcielanie się w role pozwalało choć na moment stać się kimś innym, dawało możliwość posmakowania nierzadko ekskluzywnego życia. Po tylu obejrzanych i opowiedzianych filmach często zdarzało mi się mieszać kino z rzeczywistością, zwierzyła się bohaterka. Kosztowało mnie wiele wysiłku, by sobie przypomnieć, czy dane zdarzenie przeżyłam naprawdę, czy może widziałam je na ekranie. Albo czy może je wyśniłam, bo później bywało i tak, że myliłam własne sny ze scenami filmowymi.
Jesteśmy stworzeni z tej samej materii, co sny - motto autorstwa Williama Shakespeare′a rozpoczyna powieść. Tuż pod nim widnieje drugie, autorstwa Hady Delcine: Jesteśmy stworzeni z tej samej materii, co filmy. Dla bohaterki opowiadanie czyjegoś życia przypomina przybliżanie fabuły snu lub filmu: z miliona ulotnych obrazów wybiera się te, które najbardziej zapadły w pamięć, które układają się w przekonujący, ale i interesujący przekaz. Hernán Rivera Letelier udowodnił, że każde istnienie może stać się podstawą prawdziwie zajmującej opowieści. Życie człowieka może być jak sen. Nawet jeśli nie jest usłane różami, można przyjrzeć mu się z boku jak gdyby oglądało się film. Pasjonującą historię o człowieku, który przyszedł na ten świat.
Hernán Rivera Letelier, Opowiadaczka filmów, Wydawnictwo MUZA 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz