Los lubi płatać figle, także kończąc lekturę poniższej książki, natrafiłam w telewizji na odcinek "Sylwestra i Tweety'ego na tropie" poświęcony... Hitchcockowi! Utrzymany w czerni i bieli, z motywami z "Psychozy" i "Okna na podwórze"... (Tyle udało mi się wyłapać, bo włączyłam w trakcie trwania odcinka, więc może nawiązań było więcej.) Jeśli byście szukali (jak i ja ;)): "The Sylvester & Tweety Mysteries": sezon 4, odcinek 3, pt. "Hold the Lyin' King Please/Suite Mystery of Wife" (z października 1998).
recenzja ukazała się na portalu StacjaKultura.pl (TUTAJ)
___________________________________________________
Cała prawda o powstawaniu "Psychozy" - "trzydziestodniowego" filmu jednego z najwybitniejszych reżyserów w historii kina: Alfreda Hitchcocka. Proszę nie zdradzać zakończenia - mam je tylko jedno, zastrzegł twórca.
W kinach gości obecnie film "Hitchcock", stworzony na bazie recenzowanej właśnie książki ("Alfred Hitchcock. Nieznana historia Psychozy"),
która opowiada o powstawaniu jednego z najważniejszych dzieł
okrąglutkiego reżysera, filmu będącego adaptacją powieści Roberta
Blocha, dla której inspiracją były wydarzenia autentyczne: schwytanie
wyjątkowo intrygującego mordercy. Stworzona przeze mnie gradacja:
wskazanie stopni, po których wspinała się opowieść, by na nowo zagościć w
kinach, ukazuje pewną nieśmiertelność narracji, czy to literackiej, czy
filmowej. Dowodzi również swoistego głodu publiki: ciekawość nie zawsze
bowiem musi zaprowadzić ludzi do piekła, czasem może ich przyciągnąć do
kina.
"Psychoza", film z 1960 roku, zapisał się na kartach kinematografii jako jeden z najwybitniejszych obrazów.
Na nowo zdefiniował pojęcie horroru, czy thrillera; suspens sięgnął
tutaj zenitu, a zastosowane chwyty montażowe wprowadziły powiew
świeżości na plan filmowy, wreszcie i na sale kinowe. Z początku
niedoceniany przez krytykę, odniósł niezwykły sukces komercyjny. Publika
szalała: seanse zakłócały albo krzyki, albo śmiechy widowni - momentami
trudne do wyjaśnienia reakcje wskazywały na pewno jedno: film wywoływał niezwykłe emocje.
Hitchcock otrzymywał mnóstwo listów od zbulwersowanych widzów (nawet
takimi szczegółami, jak domniemana obraza Beethovena w jednej ze scen),
niemniej kina w USA, Kolumbii (i w ogóle Ameryce Południowej),
Portugalii, Włoszech, Niemczech, Indiach i... Chinach (!) zapełniały się
niecierpliwym tłumem. Z czasem i krytycy zmienili podejście. Dzisiaj
nikt nie wyobraża sobie pominięcia "Psychozy" w rozmowie o wielkim
kinie; ten, początkowo, niepozorny film kręcony przez "telewizyjną ekipę
Hitchcocka", na stałe zapisał się w kinematografii, siłą oddziaływania
zaskoczył nawet swoich twórców.
Alfred Hitchcock, mistrz suspensu, przygotowując kampanię reklamową "Psychozy", witał stłoczonych w kolejkach przyszłych widzów (głosem puszczonym z głośników): Dzień dobry, Panie i Panowie. Muszę Państwa przeprosić za utrudnienia. Jednak stanie w kolejce wyjdzie wam tylko na dobre. Dzięki niemu docenicie wygodę foteli na sali. Dzięki niemu docenicie Psychozę. Psychozę najlepiej się bowiem smakuje, oglądając od początku do końca. Zdaję sobie sprawę, że to rewolucyjna koncepcja, ale odkryliśmy, że Psychoza różni się znacznie od większości filmów i oglądanie jej od końca do początku z pewnością się wam nie przysłuży. Wpisując się w przytoczony fragment, być może zostanę posądzona o truizm, ale książki Stephena Rebello nie należy czytać, nie znając "Psychozy". Oczywiście, można wszystko, nie zawsze jednak lukratywnie. Wcześniejsze obejrzenie filmu Hitchcocka sprawi, że nie pogubimy się w przywoływanych fragmentach fabuły, będziemy w stanie zmaterializować sobie sceny, o których mowa, wychwycimy aluzje. To pozycja przede wszystkim dla fanów "Psychozy" lub twórczości Alfreda Hitchcocka, ale nie tylko. Tekst osadzony jest głęboko w sytuacji Hollywood lat 60., (trudno byłoby zresztą pozbawić pozycji kontekstu), wyłuskać można z niego również aspekt społeczny, dzięki czemu pozycja utrafi zapewne i w gusta zainteresowanych kinematografią, czy historią.
Alfred Hitchcock na planie "Psychozy"; zdjęcie ze strony: http://film.blog.polityka.pl/2013/03/01/psychoza-hitchcocka/ |
Poznajemy bliżej sławnego reżysera Alfreda Hitchcocka (poznał go i autor, przeprowadzając z nim wywiad), człowieka niejednoznacznego, budzącego wiele kontrowersji. Jaki był naprawdę? Hitch (jak pieszczotliwie go określano) jawi się jako perfekcjonista, milczek, choć gaduła, snob, nie lubił ani upału, ani mrozu, był człowiekiem bardzo stanowczym, ale nie chamskim,
potrafił się z siebie śmiać, lubił jeść (choć ze względów zdrowotnych
nie mógł pozwolić sobie na wszystkie smakołyki), przypominał momentami
Mirandę Priestly z "Diabeł ubiera się u Prady": jak coś chciał,
otrzymywał. Wielu pracowników zaskakiwał niezwykłą znajomością
technologii, świetnie znał się między innymi na operatorce. Wystarczył
mu rysunek danej sceny, by wiedział, jakie światło należy ustawić, jak
nakierować kamerę, pod jakimi kątami. Doskonale zdawał sobie sprawę z
efektu, jaki zamierza osiągnąć. Zapewne dzięki temu scenariusz "Psychozy" nazwano "białym" (w odróżnieniu od "tęczowego", który wymagałby wielu zmian).
Zaskakuje dokładność i skrupulatność w przygotowaniach do filmu: ekipa Hitchcocka zatrudniła prywatnego detektywa jako konsultanta technicznego, konsultowano się również u sprzedawcy używanych samochodów, Stefano (scenarzysta) "otrzymał też dane na temat wszystkich szczegółów fabuły, od topografii drogi numer 99 (włącznie z nazwami, lokalizacjami i cenami za pokój w każdym przydrożnym motelu) po szczegóły dotyczące administracji i wyglądu biur handlu nieruchomościami, mandatów drogowych, fiksacji na tle matki i amatorskiej taksydermii". Perfekcjonizm Hitchcocka, który właściwie sam finansował "Psychozę" (studio powątpiewało w sukces obrazu), dla niektórych mógł graniczyć z szaleństwem, w szaleństwie Hitcha była jednak metoda. Koronkowa robota z montażem i dźwiękiem, łamanie tabu w postaci ukazywania scen do tej pory właściwie nieistniejących w kinie ("Zaczniemy od pokazywania wam toalety, a im będzie dalej, tym gorzej."), z jednoczesną grą z cenzurą, tylko dookreślały misterną pracę zarówno Hitchcocka, jak i całej ekipy. "Alfred Hitchcock. Nieznana historia Psychozy" jest właściwie uhonorowaniem wszystkich, którzy mieli jakikolwiek wkład w powstawanie filmu, z jednoczesnym oddaniem hołdu wielkiemu twórcy (z szacunku dla Hitchcocka, na planie mówiono szeptem).
Książka Stephena Rebello należy do kategorii "the making of": opisuje proces powstawania "Psychozy" Alfreda Hitchcocka, jest więc książką dokumentalną. Pozycję charakteryzuje jednak niezwykle plastyczny język, który ubiera poszczególne fakty w taki sposób, że nie tylko miło patrzy się na powstałą kompozycję: konsumuje się ją ze smakiem! Prócz "nieznanej historii Psychozy", książka zawiera również takie smaczki, jak zdradzenie ewentualnej kandydatury Leslie Nielsena do jednej z ról, zastępczego przezwiska filmu - "Mięczak" (tworzono przecież w ścisłej tajemnicy!), czy wspomnienie Hollywoodzkiej ironii losu, "kiedy Janet Leigh dostała szansę grania obok Anthony’ego Perkinsa wcielającego się w postać transwestyty u Hitchcocka, Tony Curtis [prywatnie mąż Janet Leigh właśnie] ścierał właśnie szminkę, kredkę do oczu i zdejmował damską bluzkę po odegraniu roli u Billy’ego Wildera w Pół żartem, pół serio." Pozycja wydana przez Wydawnictwo Sine Qua Non zawiera również niedawno napisaną przedmowę autora, w której Stephen Rebello wspomina wspólne czytanie scenariusza filmu "Hitchcock" z, między innymi, sir Anthony'm Hopkinsem, lady Helen Mirren, czy Jessicą Biel. Tym samym książka stanowi również doskonałe preludium poprzedzające wizytę w kinie.
Proces lektury można określić
jako, sięgając po tytuł ostatniego z filmów Hitchcocka (filmu, którego
reżyser nie zdążył już nakręcić), "The Short Night": noc w istocie staje
się krótka przy tak pasjonującej lekturze!
O, mamciu! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz