środa, 20 marca 2013

Federico Moccia "Mężczyzna, którego nie chciała pokochać"

recenzja ukazała się na portalu StacjaKultura.pl (TUTAJ)
Rzeczą dodatkową, o której nie wspomniałam w tekście, jest słabej jakości papier, tzn. szorstki, niezbyt przyjemny w dotyku, pachnący drukiem (akurat ten ostatni aspekt dla mnie na plus, taki mój mały fetysz ;)).
_________________________________________________

Ona - obdarzona niezwykłym talentem, ale uwiązana przez przysięgę. On - bajecznie bogaty, ale nie dopuszczający nikogo do swojego serca. Oboje, na swój sposób, nieszczęśliwi. Oboje jak dryfujące dusze. Co wyniknie z ich spotkania?





Federico Moccia, jakiego nie znacie! - krzyczą słowa z tylnej okładki. Ponieważ obracana przeze mnie w rękach powieść była pierwszym spotkaniem z autorem, nie bardzo wiedziałam, co oznacza przytoczone zdanie. Na jednej ze stron internetowych znalazłam opinię mówiącą, że do tej pory Włoch pisał o miłostkach nastolatków. "Mężczyzna, którego nie chciała pokochać" miał być jego pierwszą "dojrzałą" książką.


Fabuła, wydaje się, jest stosunkowo prosta. Tancrediego bawi rozkochiwanie w sobie kobiet (najczęściej zamężnych), porzucanie ich i obserwacja rozbitych przez siebie małżeństw - jakby widok nieszczęśliwych par stanowił dla niego wyśmienitą pożywkę, kapitalną rozrywkę. Moccia umieszcza bohatera w sytuacjach, które pozwalają poznać go z różnych stron, wyciągnąć wnioski co do pewnego skomplikowania jego charakteru: z jednej strony egocentrycznego milionera, z drugiej człowieka skrywającego własną wrażliwość. Pozwólmy może jednak autorowi opowiedzieć o Tancredim: Przystojny mężczyzna, ale zimny, czasami cyniczny, zdystansowany. Mężczyzna fascynujący i tajemniczy, trudny do zdobycia.; Skrupulatny, dokładny, nieznoszący w rozkładzie dnia żadnych nieprzewidzianych sytuacji; był przystojny, ale zraniony, niejednowymiarowy, skomplikowany. Z jednej strony zabawny, z drugiej spowity smutkiem.; Oto kim był, mężczyzną, który nie chciał kochać. Aż do pewnego momentu, w którym poznał Ją...


Sofia - utalentowana pianistka, rozkochana w muzyce - zrezygnowała z daru w imię miłości. Ta "ostatnia romantyczka" "Wszystkiemu była oddana w całości, nie interesowały jej półśrodki". Ile jednak jesteśmy w stanie poświęcić, na ile zrezygnować z siebie dla drugiej osoby? Moccia rysuje gorzką poniekąd odpowiedź na to pytanie: nieszczęśliwy człowiek nie uszczęśliwia najbliższych.


Spotyka się dwoje, w pewien sposób zagubionych, bohaterów. Co wyniknie z ich spotkania? Jaką cenę mają ludzkie marzenia (czy mają jakąkolwiek)? "Mężczyzna, którego nie chciała pokochać" opowiada o poszukiwaniu celu w życiu, odwiecznym dążeniu do spełnienia, satysfakcji. Obierane ścieżki nie zawsze są proste, rozwiązania nie zawsze z początku dostrzegalne. Autor zderza ze sobą dwie postawy: walczącej o siebie Sofii i uwikłanego w rodzinną tajemnicę Tancrediego. Pokazuje tym samym, jak niejednorodna jest ścieżka życia, jak różne może przybierać formy. Właściwie, każdy sam decyduje, w którym kierunku będzie zmierzał, co jest dla niego najważniejsze. Z jednej strony czuje się powiew optymizmu: każdy jest kowalem własnego losu. Z drugiej jednak... czy wiemy, który drogowskaz doprowadzi nas do prywatnego raju? Moccia zauważa w tekście, że trzeba mieć odwagę, by żyć. Życie nie jest snem, kiedy pamiętasz, co ci się śniło, ale nie możesz mieć sobie nic do zarzucenia. Sny są proste. A życie? Life is music - zanuć ulubioną melodię i podążaj wytyczoną przez siebie ścieżką śpiewająco. Autor próbuje przekonać, że Życie jest pełne marzeń, które się nie spełniają.

Książka, szczególnie na początku, przypomina scenariusz filmowy: krótkie scenki, czasem bez dookreślenia, ale esencjonalne, jakby w obawie, by niepotrzebnie nie czernić papieru. Uważałam to za pewnego rodzaju wadę: nie mogłam z pożądanym natężeniem wniknąć w fabułę, wyrywana i przenoszona z miejsca na miejsce, z sytuacji w sytuację. Walorem tego zabiegu była na pewno niezwykła wizualność owych fragmentów, malowały się w mojej głowie w projekcję filmową. Dopiero później zrozumiałam: Federico Moccia jest również... scenarzystą. Oszczędność środków wyrazu wyniósł z planu filmowego, z kreślenia uwag dla ekipy, aktorów. Wraz z postępem fabuły odnosi się wrażenie, że Włoch przypomina sobie o literackiej materii tworzonego tekstu. Dzięki Bogu, książka zyskuje wówczas na głębi, staje się mniej scenopisowa.

Proces lektury hamowały w kilku miejscach zaburzenia kohezji: występujących obok siebie zdań wypowiadanych przez narratora wszechwiedzącego i poszczególnych bohaterów niczym nie rozdzielono, na czytelnika zrzucając odpowiedzialność za (nie)zrozumienie tekstu. Pojawiały się takie perełki: "Miała w niej partytury dla uczniów. Ciekawa jestem, co nowego dzieje się w jej życiu, ale jeśli znowu się przez nią pokłócę potem z Andreą...", "Westchnął. A najbardziej mnie wkurza, że przegrałem zakład. Powiedział, że ona dzisiaj przyjdzie, i tak się stało. Nie ma rady. Jest wybitnym psychologiem, dobrze zna kobiecą psychikę. Zamknął za sobą drzwi i ruszył do sali konferencyjnej (...)" lub "Z książką łatwiej upłynie jej podróż, czymś zajmie swoje myśli. Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej? W domu mam pełno książek, które chciałabym kiedyś przeczytać. Przeszła się między półkami (...)."

Pierwsza książka autora dla dorosłych? Być może, z uwagi chociażby na tzw. "momenty", sceny erotyczne rodem z Harlequinów (na szczęście niejako pod koniec, nie zaburzały więc lektury niezdrową częstotliwością występowania). Nawiązanie do korzeni (literatury młodzieżowej) przemycono jednak w kilku słowach (wrzuconych jak mucha w zupę): określenia "wkurzony" lub "fart" nie pasowały do tekstu, obniżały jego status. Na szczęście, takowych było niewiele.

Moccia bywał krytykowany za nieautentyczność postaw kreowanych bohaterów. W "Mężczyźnie, którego nie chciała pokochać" motywy tłumaczone są (lub w jakiś sposób sugerowane) jedynie do pewnego momentu. Sama końcówka wydaje się jakby ucięta, brakuje dookreślenia, stosownego wyjaśnienia dla czytelnika, dlaczego Sofia postąpiła tak, a nie inaczej. Można silić się na próbę racjonalizacji, ta jednak przyniesie niewiele. Być może pozostaje nam składanie puzzli, porównanie z bohaterami, którzy budując portret Mony Lisy zgubili najważniejszy element: jej tajemniczy uśmiech. Znaleźli go, ale, jak zaznacza autor w tekście: są takie kawałki, które nie wiadomo gdzie się podziały i nigdy nie zostaną odnalezione.

Federico Moccia, Mężczyzna, którego nie chciała pokochać, Wydawnictwo MUZA, Warszawa 2012, 352 s.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz