piątek, 2 stycznia 2015

czytelnicze wyzwanie noworoczne

Witajcie w Nowym Roku!

Zazwyczaj nie biorę udziału w wyzwaniach książkowo-literackich. Przeczytać 52 książki rocznie? Pewnie się uda, ale po co liczyć? Czytać na ilość? Nie lubię się spieszyć, nie lubię czuć przymusu... Już lepiej na spokojnie, z poczuciem przyjemności, z delektowaniem się... (Czasem rozumianym także jako szybki bieg z porywającą fabułą; wszystko jest takie relatywne...)
To wyzwanie jest inne. Nie liczy się ilość jako taka, ale jakość - rozumiana bardzo szeroko. Przeczytać książkę autorstwa kobiety, autorstwa mężczyzny, napisaną przez większą ilość osób... Nową i starą, tytuły przynależące do wielu gatunków... Wreszcie te, które do tej pory czekały na swoją kolej... Może to właśnie teraz jest czas, by je odkurzyć i przypomnieć sobie, na czym stanęliśmy?

Wyzwanie - w formie zdjęcia zamieszczonego poniżej - wędruje po facebookowych profilach. Ktoś zapytał w komentarzu na portalu, jaki sens ma zmuszanie siebie do czytania, wyszukiwanie książki pasującej do danego wyzwania po to tylko, żeby mu sprostać, żeby je odhaczyć. Z jednej strony patrząc, faktycznie, mogłoby to tak wyglądać. Z drugiej strony to świetna zabawa i pretekst, by sięgnąć po książki dla nas nieoczywiste - te, których być może nigdy byśmy nie przeczytali... Jaki autor ma inicjały takie jak moje? Nie wiem, ale z przyjemnością sprawdzę! Jaką książkę napisał mój rówieśnik? Nie mam pojęcia, ale chętnie przeczytam! Chociażby po to, żeby sprawdzić, czy myślimy podobnie, czy nasza diagnoza świata choć trochę się pokrywa... Przeczytać książkę nową - wydaną w 2015 roku, ale i sięgnąć po starą - liczącą ponad sto lat... A może pokusić się potem o porównanie? Co zmienia się na przestrzeni lat w światopoglądzie, a co pozostaje niezmienne? Jak ma się styl "starodawny" do współczesnego języka? Wreszcie przymus wędrowania po krainie gatunków: romans, poradnik, powieść epistolarna, historyczna lub polityczna... Czasem sami siebie ograniczamy, zamykamy się w obrębie tych książek, które uznajemy za interesujące, niejako nie dajemy szansy innym utworom... Może przyszedł czas, by dać im zielone światło? By siebie rozwinąć? Bo o to, myślę, chodzi: o własny czytelniczy rozwój... Nie liczony w przeczytanych tomach, ale w ich różnorodności, która gwarantuje poszerzanie horyzontów. Jak powiedziała nam na pierwszym roku studiów wykładowczyni przedmiotu związanego z mediami: "Jako medioznawcy czy kulturoznawcy w ogóle, musicie obejrzeć choć jeden odcinek <<Mody na sukces>>, by móc się o nim wypowiadać: czy pozytywnie, czy negatywnie."

Więc dalej, w drogę, podróżujmy wprawieni w ruch przez koło hermeneutyczne! 
Udanej przygody!
 

źródło: TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz