poniedziałek, 20 maja 2013

Juliet Grey "Maria Antonina. Z Wiednia do Wersalu"

recenzja ukazała się na portalu StacjaKultura.pl (TUTAJ)
_____________________________________________________
 
Szum tafty, atłasu, dziewczęcy chichot tłumiony machnięciem wachlarza, stukot zdobionych obcasów, pisk rozpieszczonego mopsa... Maria Antonina wkracza na salony.
 



Oczyma wyobraźni widziałam upudrowaną Kirsten Dunst, z misterną fryzurą, pozującą wśród kolorowych babeczek, zachwycających pantofelków, bogactwa Wersalu. Potem przypomniałam sobie zdjęcia, na których jej uśmiech nieco bladł. Sceny z filmu, na których odgrywana przez aktorkę młodziutka dziewczyna zaczyna płakać, żegnając się z mopsem, w tym konkretnym momencie symbolizującym jej dotychczasowe życie, cały znany jej wszechświat. Obraz Coppoli utkwił w mojej pamięci i pojawił się przy lekturze tak naturalnie, z uwagi na wcześniejsze pomijanie postaci Marii Antoniny w kulturze. Do tej pory można ją było utożsamiać z nieco naiwną odpowiedzią na brak chleba poddanych: Niech jedzą ciastka!, ewentualnie z tragicznym końcem. Funkcjonowała w świadomości jako rozkapryszona, rozpieszczona delfina, której życie było równie obsypane brokatem, co drogie suknie.

kadr z filmu "Maria Antonina" Sofii Coppoli
kadr z filmu "Maria Antonina" Sofii Coppoli


Sofia Coppola zaczęła demitologizować ten "czarny PR" Austriaczki. Miejsca niedopowiedzenia, białe plamy powstałe na skutek ograniczenia filmowej czasoprzestrzeni, zapełniła Juliet Grey, tworząc niezwykłą trylogię poświęconą tej niesprawiedliwie osądzonej przez Historię postaci. Powieść, poprzedzona latami badań, troską o jak najlepsze odwzorowanie zarówno opisywanych czasów, jak i samego życiorysu bohaterki, trafiła niedawno w ręce polskiego czytelnika, w tym moje. Efekt? Blada twarzyczka Kirsten Dunst bladła coraz bardziej, ustępując miejsca literackiej Postaci. Tam, gdzie nie dotarło czujne reżyserskie oko Coppoli, zajrzała Grey, pieczołowicie spisując fascynującą opowieść o życiu księżniczki. Opowieść, w której nie ma miejsca na bajkowy "happy end". Opowieść ilustrującą przecież życie: prawdziwe, w którym nawet przedrostek arcy- nie gwarantuje księżniczce idylli.

Tom pierwszy opisuje okres ujęty w podtytule: "Z Wiednia do Wersalu". Pierwszych 150 stron ukazuje życie Marii Antoniny na rodzinnym dworze austriackim, pełne wyrzeczeń, pracy nad sobą, ciągłego przypominania o roli, jaką powinna - wraz z siostrami - odegrać w Historii. Słyszymy głos bohaterki: Dlaczego padło akurat na mnie? - zastanawiałam się w duchu. Przecież ja ani trochę nie pasuję do roli, jaką szykuje mi los. [...] Jednocześnie z tą myślą przyszła świadomość, że skoro takie jest moje przeznaczenie, moim obowiązkiem jest dorosnąć do nadarzającej się okazji i nie dać wyrwać jej sobie z rąk. Zawarcie sojuszu albo pokoju poprzez odpowiednio zawarte małżeństwo zdawała się być standardową procedurą na dworach europejskich. Matka bohaterki, Maria Teresa Habsburg, kierowała ruchami dzieci, jakby były one w jej rękach pionkami szachowymi. Wzruszały subtelnie zaznaczone momenty, kiedy władczyni pozwalała sobie na odrobinę "słabości": czułość kierowaną w stronę pociech wrzuconych na głęboką wodę. Szybko okazało się, że lekcja pływania będzie bolesna i obfita w chwile bezdechu.

150 stron o przygotowaniach dziewczynki do zamążpójścia. Opisy bolesnego nakładania aparatu ortodontycznego, monotonnych lekcji historii, francuskiego, nauki akcentu, przeplatają się z chwilami beztroski, na których coraz mniej miejsca w życiu Marii Antoniny. Wydarta ze znanego sobie środowiska, Marie Antoinette nie mogła zachować nawet własnego, austriacko brzmiącego imienia. Kolejne strony - ok. 250 - opowiadają o życiu po ślubie, w miejscu, w którym baśnie zwykły stawiać ostatnią kropkę. Jak spełnić surowe wymagania matki, wkupić się w łaski obcego dworu, stać się ukochaną delfiną Francji, która z jednej strony postępuje praworządnie i pobożnie, z drugiej doskonale orientuje się w zmiennych nastrojach nierzadko skandalizujących mieszkańców Wersalu? Życie nastoletniej bohaterki bynajmniej nie było usłane różami lub słodkie jak kolorowe makaroniki. Zza barwnych tkanin wychyla się dorastająca dziewczynka, którą pcha do działania ogromne poczucie obowiązku i chęć, by nie zawieść najbliższych. Maria Antonina dojrzewa, pozuje Juliet Grey. Autorka przekreśla niezbyt wierny portret przedstawiający naiwną trzpiotkę, której w głowie jedynie zabawy i blichtr. Z pomocą słów rysuje opowieść szczerą aż do bólu, historię postaci z krwi i kości. Postaci realnej nie tyle dzięki historycznemu udokumentowaniu jej istnienia; raczej z uwagi na odmalowany w powieści autentyzm bohaterki. Narracja pierwszoosobowa pozwala zajrzeć w myśli Marii Antoniny, komplikuje jej życie wewnętrzne i nie pozwala na proste oceny.

W literackiej materii nie zabrakło pięknych metafor, zgrabnie oddających sedno niemal tanecznych ruchów wysoko postawionych. Przykładowo, bohaterka opowiada, jak: (...) mój wzrok błądził po ścianach. Salon Pietra-dura, w którym się znajdowaliśmy, wziął swoją nazwę od zdobiących go mozaik, wielkich alegorycznych obrazków ułożonych z tysięcy drobnych kolorowych kamyków. Mozaiki przedstawiały nas - Habsburgów. Bo jesteśmy takimi właśnie mozaikami, pomyślałam nagle. Krew Habsburgów płynie niemal we wszystkich panujących rodach europejskich, cóż z tego jednak, skoro liczne polityczne mariaże rozdzielały rodziny, związane z sobą duchowo rodzeństwo, matki z dziećmi? Wydaje się, że pozdrawianie tłumów ze szczytu drabiny społecznej okupione było nierzadko za dużym poświęceniem. Juliet Grey przypomina o pewnej sztuczności świata wysoko postawionych, zauważa - wkładając słowa w usta swojej bohaterki - że: rodzina królewska - niczym aktorzy na scenie - codziennie odgrywała dla wybranej publiczności ten sam wystawny spektakl złożony ze scen z codziennego życia rodziny monarszej. Wnikliwie studiowany przez Marię Antoninę ślizg - sposób poruszania się, który sprawiał wrażenie płynnego sunięcia sylwetki - symbolizować może lawirowanie na dworze: okupione bólem i godzinami ćwiczeń wrażenie wdzięcznej naturalności.

Tom kończy pełne nadziei spoglądanie przez bohaterkę w przyszłość. Król umarł, niech żyje król. Delfina Francji towarzyszy małżonkowi we wstępowaniu na tron. Są młodzi, przed nimi całe życie, wielkie możliwości. Francuzi ich kochają, świat stoi otworem. Tylko, z perspektywy lat, czytelnicze usta pozostają zaciśnięte, podobnie jak gardła.

 
 









Juliet Grey, Maria Antonina. Z Wiednia do Wersalu, t. 1, Wydawnictwo Bukowy Las 2013, 392 s.
 

2 komentarze:

  1. Widzę, że delektowałaś się lekturą. :) Nawet ulubione makaroniki królowej są!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba! :) Starałam się jak najbardziej wczuć w atmosferę ;)

      Usuń