Pokazywanie postów oznaczonych etykietą różne różności i klamoty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą różne różności i klamoty. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 stycznia 2015

czytelnicze wyzwanie noworoczne

Witajcie w Nowym Roku!

Zazwyczaj nie biorę udziału w wyzwaniach książkowo-literackich. Przeczytać 52 książki rocznie? Pewnie się uda, ale po co liczyć? Czytać na ilość? Nie lubię się spieszyć, nie lubię czuć przymusu... Już lepiej na spokojnie, z poczuciem przyjemności, z delektowaniem się... (Czasem rozumianym także jako szybki bieg z porywającą fabułą; wszystko jest takie relatywne...)
To wyzwanie jest inne. Nie liczy się ilość jako taka, ale jakość - rozumiana bardzo szeroko. Przeczytać książkę autorstwa kobiety, autorstwa mężczyzny, napisaną przez większą ilość osób... Nową i starą, tytuły przynależące do wielu gatunków... Wreszcie te, które do tej pory czekały na swoją kolej... Może to właśnie teraz jest czas, by je odkurzyć i przypomnieć sobie, na czym stanęliśmy?

Wyzwanie - w formie zdjęcia zamieszczonego poniżej - wędruje po facebookowych profilach. Ktoś zapytał w komentarzu na portalu, jaki sens ma zmuszanie siebie do czytania, wyszukiwanie książki pasującej do danego wyzwania po to tylko, żeby mu sprostać, żeby je odhaczyć. Z jednej strony patrząc, faktycznie, mogłoby to tak wyglądać. Z drugiej strony to świetna zabawa i pretekst, by sięgnąć po książki dla nas nieoczywiste - te, których być może nigdy byśmy nie przeczytali... Jaki autor ma inicjały takie jak moje? Nie wiem, ale z przyjemnością sprawdzę! Jaką książkę napisał mój rówieśnik? Nie mam pojęcia, ale chętnie przeczytam! Chociażby po to, żeby sprawdzić, czy myślimy podobnie, czy nasza diagnoza świata choć trochę się pokrywa... Przeczytać książkę nową - wydaną w 2015 roku, ale i sięgnąć po starą - liczącą ponad sto lat... A może pokusić się potem o porównanie? Co zmienia się na przestrzeni lat w światopoglądzie, a co pozostaje niezmienne? Jak ma się styl "starodawny" do współczesnego języka? Wreszcie przymus wędrowania po krainie gatunków: romans, poradnik, powieść epistolarna, historyczna lub polityczna... Czasem sami siebie ograniczamy, zamykamy się w obrębie tych książek, które uznajemy za interesujące, niejako nie dajemy szansy innym utworom... Może przyszedł czas, by dać im zielone światło? By siebie rozwinąć? Bo o to, myślę, chodzi: o własny czytelniczy rozwój... Nie liczony w przeczytanych tomach, ale w ich różnorodności, która gwarantuje poszerzanie horyzontów. Jak powiedziała nam na pierwszym roku studiów wykładowczyni przedmiotu związanego z mediami: "Jako medioznawcy czy kulturoznawcy w ogóle, musicie obejrzeć choć jeden odcinek <<Mody na sukces>>, by móc się o nim wypowiadać: czy pozytywnie, czy negatywnie."

Więc dalej, w drogę, podróżujmy wprawieni w ruch przez koło hermeneutyczne! 
Udanej przygody!
 

źródło: TUTAJ

poniedziałek, 15 grudnia 2014

korzenny las Birnam

Post został pierwotnie opublikowany na moim drugim blogu, którego adres widnieje w podpisie zdjęć. 

Czytujecie Szekspira? Jego dramaty nieustannie inspirują, są - podobnie jak Szekspirowscy bohaterowie (choć na innym poziomie) - podatne na zdradę*... I mnie zainspirowały. Gdy księżyc rzucał lekką poświatę na blat w mojej kuchni (jego odbite światło rozpraszały rozświetlone żarówki), spojrzałam na ozdabiane przez siebie choinki i pomyślałam, że są jak makbetowski las Birnam: w tym przypadku wędrujący z rąk do rąk, z ust do ust... ;) Czy i w tym przypadku doprowadzi do zguby? Niewykluczone: jeśli zje się przez Święta za wiele... ;)

Oddychała wolno. Starała się uspokoić serce, zwolnić jego bicie, które - jak sądziła - dudniło w piersi, odbijało się echem od ścian głuchej klatki piersiowej.
Zimna woda przynosiła ulgę. Łagodziła ból palców, wcześniej ściskających w morderczym uporze tubki z białym lukrem. Mogła odpocząć. Wszystko zostało już zrobione. 
Brązowe ciasto kleiło się do rąk. Miała trudności z usunięciem go z palców, z wydłubaniem zza paznokci... Duszona butelka wypluła kilka krwistych kropel płynu do mycia naczyń. Może teraz ta cholerna plama zejdzie...

W te święta obiecała sobie, że będzie poprawna, nie podda się pokusie. 
Tymczasem las Birnam przybliżał się coraz bardziej... Noc niosła zapach igliwia. Ciastko w kolorze zarumienionego ciała pękło w pół, przełamane gilotyną perlistych zębów. Wokół lady Makbet roztoczył się zapach korzennych przypraw...

Czy zobaczy zamkowe duchy? 











_____________

* Podatność dzieła literackiego na zdradę zachodzi wówczas, gdy - cytując Roberta Escarpita - "posiada taką dysponowalność, iż można spowodować, by nie przestając być sobą, mówiło w odmiennej sytuacji historycznej coś innego, niż mówiło to w sposób jawny [...] w sytuacji historycznej, w której powstało". (R. Escarpit: Literatura a społeczeństwo. Przeł. J. Lalewicz. [w:] Współczesna teoria badań literackich za granicą. Antologia. Oprac. H. Markiewicz. T. III. Wyd. 2. Kraków 1976, s. 235.) Mówiąc prościej, dzieło literackie "zdradza" swojego autora, kiedy można je odczytywać na różne sposoby nawet wiele lat po jego wydaniu. 

niedziela, 14 grudnia 2014

love Tove

Post pierwotnie pojawił się na moim drugim blogu, którego adres widnieje w podpisie zdjęć.

Czytam nowy numer kwartalnika "Ryms", który podbił serca czytelników jeszcze nim się pojawił - to za sprawą okładki z podobizną Tove Jansson, którą stworzyła Agata Królak (ilustratorka znana chociażby z uroczych "Różnimisiów", "Z działki z lasu i takie tam" czy niedawno wydanych "Skrytek"). Mnie grafika urzekła tym, że jest taka... urocza ;). Uśmiechająca się z niej Tove nastraja mnie pozytywnie; ilekroć na nią spojrzę - uśmiecham się do siebie i czuję jakieś takie miłe ciepło w okolicach serca. I ten wieniec muminkowo-hatifnatowo(elektryzuje zapewne ;))-kwiatowy we włosach! No i Buka... Chociaż Tove nie lubiła być nazywana Muminkową Mamą (marzyła się jej bardziej kariera poważnej malarki, którą zresztą była; nie mówiąc o jej innych zdolnościach), uwielbiam tę podobiznę... Kiedy więc Agata Królak ogłosiła na swoim facebookowym profilu, że ma kilka plakatów na sprzedaż... zgłosiłam się jeszcze tego samego dnia (razem z mnóstwem innych osób, co zaskoczyło, ale i ucieszyło ilustratorkę ;)).
"Love Tove" doczekał się ostatnio ramki (RIBBA po raz kolejny uwiodła mnie grubością ramy, na której można postawić drobne figurki, na przykład ;)), dzięki czemu mogłam go wreszcie wyeksponować w mieszkaniu... Uroczy, prawda? :) 
Maleńkie figurki Muminka i Migotki przywiozłam jako dziecko z wakacji, a latarenka doskonale wpasowała się w klimat - przypomina mi domek Muminków...
 
 





 

sobota, 18 października 2014

Oceniać książkę po okładce... cz. 1

Mówi się, że nie powinno się oceniać książki po okładce, że najważniejsza jest treść, wnętrze. Ale forma - czy to w odniesieniu do książek, czy ludzi - też ma znaczenie, w każdym razie nie jest go zupełnie pozbawiona. Okładka, papier, typografia... To wszystko jest istotne i wpływa na nasz odbiór książki - począwszy od lustrowania wzrokiem regału w księgarni, po pierwszy dotyk (fizyczna przyjemność!), na poczuciu spełnienia (lub nie) kończąc. Oczywiście, wyśmienita literatura obroni się i źle opakowana, ale nie oszukujmy się: forma jest ważna. Szczególnie ostatnio, gdy zalewa nas fala nowości wydawniczych, a działy marketingowe walczą o czytelnika, który jest klientem, nabywcą. Bo książka to towar, który trzeba sprzedać.

Znam książki, które są wyśmienite, które stanowią idealny mariaż treści i formy - te się w nich doskonale uzupełniają. Znam też takie, gdzie forma jest nieistotna, a uwypuklona zostaje treść; i dobrze. I takie, których "opakowanie" niszczy przyjemność z lektury...

Ale powoli.
Na początek - nim przejdę do wywodu własnego, do czytania - filmik. Bo jesteśmy coraz bardziej nastawieni na kulturę obrazkową, bo lubimy angażować zmysły. Poza tym Chip Kidd mówi do rzeczy, jest dowcipny i projektuje okładki, które służą potem za plakaty filmowe - czego chcieć więcej? ;)




piątek, 26 września 2014

#18ksiazkakrakow

Selfie rządzi. Bije rekordy popularności zwłaszcza od ostatniego rozdania Oscarów, ostatnio także można zanotować spore nimi zainteresowanie.
W najnowszym magazynie do czytania "Książki" Maria Poprzęcka opowie o selfie (zwanymi swojsko samojebkami, jak przeczytamy na Facebookowym profilu magazynu), najnowszy numer Małej kultury współczesnej ma być w całości poświęcony "fotkom trzaskanym z ręki", a Kirsten Dunst opowiada o "generacji selfie" (TUTAJ). Zdjęciom tym powiedzieli "tak" również organizatorzy tegorocznych, osiemnastych już Targów Książki w Krakowie. Zorganizowali akcję-konkurs #Selfie18, polegającą na zrobieniu sobie selfie z życzeniami dla pełnoletnich targów. 

Drogie Targi Książki w Krakowie, życzę Wam:
Stu lat (i więcej!) obecności, buszujących w książkach, koloru magii i blasku fantastycznego, wielu nieuczesanych myśli (tych uczesanych także ;)) oraz - jak na 18-kę przystało - wielu procentów! (statystycznych ;))


PS. Kto zgadnie, do jakich tytułów nawiązuję (lub je przytaczam) i która książka w połowie ukrywa się za życzeniami? ;)


#18ksiazkakrakow
#Selfie18

poniedziałek, 15 września 2014

124. rocznica urodzin Agathy Christie

Już za rok rocznica okrągła... 5 x ćwierćwiecze... 
Tyle czasu, a ona wciąż króluje...
A Hercule Poirot rozwiązuje zagadki... Wskrzeszany w sercach i umysłach czytelników rozgorączkowanych intrygą...

Na mojej półce stoi ostatnia z książek z jego przygodami, której nie przeczytałam. W oryginale, tak, jak spisała ją Agatha Christie. Może dzisiejszy wieczór jest odpowiednim?




sobota, 9 sierpnia 2014

setne urodziny Tove Jansson

© Moomin Characters™

Kilka kresek, zaokrąglonych linii ślizgających się po marginesie. Zamaszysty podpis pisarki i ilustratorki. Para uszu, kształtny, choć duży pyszczek, przyjazne oczka wpatrzone w dal... mały troll ilustrujący rysunek satyryczny.

Muminki narodziły się prawie przypadkiem; jako grafika w wersji mikro zdobiąca rysunki satyryczne Tove Jansson. Jej przyjaciel podrzucił jej kiedyś pomysł, by stworzonkom tym dać ich "pięć minut". Pięć minut przerodziło się w lata sławy i niesłabnącej popularności - być może już na zawsze.

Tove Jansson urodziła się dokładnie sto lat temu. Wychowana w rodzinie artystów, twórczych ludzi o różnych zainteresowaniach - krążących jednak wokół artystycznej ekspresji (tata: rzeźbiarstwo, mama: projektowanie, pierwszy brat: fotografia, drugi brat: rysowanie komiksów), nie mogła nie wybrać podobnej ścieżki. Jej droga była jednak jej prywatnym szlakiem, wcześniej nieudeptanym, dzikim i tajemniczym. Uzbrojona w narzędzia pozyskane na studiach artystycznych w Helsinkach, Paryżu czy w Sztokholmie, Tove wybrała się w podróż, która zmieniła literaturę dziecięcą, która odbiła się echem w fińskiej sztuce wizualnej. Ilustracje Finki, jak i jej utwory prozatorskie, tchną aurą swoistej zagadkowości. Nietuzinkowe, niebanalne, charakterystyczne tylko dla niej.

ilustracja do "Alicji w Krainie Czarów"; z: http://www.pinterest.com/aaronbrady/tove-jansson/

Świat Muminków: baśniowy, ale nie lukrowaty czy przesłodzony, dowcipny i - momentami - sarkastyczny, traktujący dziecięcego czytelnika na poważnie, podający rękę dorosłemu, zachęcający do namysłu, wyzbyty nadmiernego moralizatorstwa.

Książki Tove Jansson pokochał cały świat.


© Moomin Characters™

środa, 2 lipca 2014

Don Rosa i Tuomas Holopainen "Życie i czasy Sknerusa" (A Lifetime of Adventure)

Soundtrack do komiksu? Brzmi zaskakująco, ale to fakt...

Ten post miał powstać kilka miesięcy temu, gdzieś w okolicach kwietnia, kiedy to na rynku pojawiła się płyta z kompozycjami Tuomasa Holopainena, kompozytora i muzyka w fińskim zespole Nightwish. Kompozycja wyjątkowa, bo inspirowana komiksem - epickim dziełem Dona Rosy - samouka (uwierzylibyście?), jednego z najbardziej rozpoznawalnych (i popularnych!) rysowników postaci z Kaczogrodu.

Tuomas (dla tych, którzy interesują się nim lub fińskim bandem) znany jest między innymi z tego, że uwielbia postać Kaczora Donalda. Jego pokój w domu rodzinnym wypełniony jest Disney'owskimi gadżetami, a na płycie DVD "End of an Era" relacjonującej w materiałach dodatkowych trasę koncertową zaśmiewał się, czytając odpowiednik naszego "Giganta". Dla tego dużego chłopca, który wciąż - wydaje się - przebywa w dziecięcym świecie fantazji, naturalnym było stworzenie muzyki do jednego z ulubionych komiksów. Dźwięki słyszał zresztą w głowie już dość długo... "14 lat pracy, moje marzenie w końcu się spełni", powiedział o projekcie jego autor. "To także hołd dla jednego z najlepszych autorów naszych czasów."

Jaka jest muzyka?
Jak muzyka Tuomasa... Kto zna chociażby "Imaginaerium", ten nie powinien czuć się zawiedziony, ten rozpozna niektóre nuty (miejscami muzyka zabrzmi nawet jak dzieła Nightwisha!). Mnie (już na etapie odsłuchu "singla" - patrz poniżej) zaskoczył... wokal. Nie spodziewałam się go... Z drugiej strony... To ścieżka dźwiękowa w pełnym tego słowa znaczeniu. Na ewentualne pocieszenie dla zawiedzionych, mających nadzieję na czytanie komiksu przy kompozycji Tuo bez rozpraszających głosów: wydawnictwo zawiera dodatkową płytę z wersją instrumentalną - można więc jej słuchać w tle (i nie tylko).
Opakowanie przypomina niedużą książkę, zawiera głównie ilustracje. Gładki, błyszczący papier, twarda oprawa... Bawiliśmy się z synkiem (no dobrze: JA się bawiłam) w porównywanie kadrów: tych z książeczki i tych z komiksu. Powoli przypominała się cała historia... Wędrówka Sknerusa od biedy do bogactwa. To naprawdę poruszająca i wciągająca opowieść, wyrysowana z mnóstwem szczegółów, z dbałością o nie. To właściwie charakteryzuje styl Rosy - szczegóły właśnie... Podróż po świecie, zapierające dech w piersiach przygody i... samotność głównego bohatera. Dzięki tej historii postać starego, gderliwego McKwacza zyskuje głębię, nie jest tak prosta w szufladkowaniu. Naprawdę polecam.

Don Rosa wspominał w którymś z wywiadów spotkanie z Tuomasem (efektem którego nawiązała się współpraca przy opisywanej płycie). Przyjechał do Finlandii; słyszał, że na spotkaniu z fanami ma pojawić się pewien znany fiński muzyk. Rosa nie bardzo wiedział, o kim mowa, ale ciekawość wzięła górę. Tuomas podszedł do Mistrza, opowiedział mu o swoim pomyśle i zaprosił do studia. Tam zaprezentował godzinne nagranie dotychczas skomponowanej muzyki. Tłumaczył się z niego, usprawiedliwiał, że to jeszcze nie zostało zmiksowane, że to tylko niejako preludium, swoista zapowiedź tego, co nadal miał w głowie. Rosa nie bardzo słuchał kompozytora; muzyka go zaczarowała. Słuchał jej w milczeniu, wspominał z kolei Tuomas, czekając w skupieniu na opinię. Dostał odpowiedź chyba najlepszą ze wszystkich: w oczach Dona Rosy zabłysły łzy...














czwartek, 26 czerwca 2014

Maria Kędziorzyna "Z piekła rodem. Polskie baśnie ludowe"

W naszym uczelnianym literackim pokoju zegar bezgłośnie odmierza czas. Zazwyczaj gwarna przestrzeń tonie w ciszy - syci się nią, napawa. Moment dla siebie, chwila relaksu, czas na lekturę - spokojną, nieprzerwaną, niemalże ceremonialną.
Trzy mgnienia studenckich twarzy, szelest papieru, zgrzyt długopisu, trzask zamykanych drzwi... Tylko ja, czas i... książki.

W poszukiwaniu interesującej pozycji, nieśmiało otwarłam drzwiczki biurka. Zajmuję się baśniami, być może dlatego mój wzrok zatrzymał się na pozycji mającej "baśnie" w podtytule... Delikatnie wyciągnęłam książkę z szafki: starą, rozlatującą się... I zilustrowaną czyjąś wrażliwą ręką... Srebrzyste linie ołówka połyskiwały ze strony tytułowej, z ostatniej strony okładki... Diabeł otrzymał twarz, bezgwiezdna noc - lśniące kule gazowe...
Magiczna książka. Przeniosła mnie do innego świata: nie tylko polskich baśni ludowych; przede wszystkim do świata pewnego dziecka, które tak ukochało Literaturę, że zaklęło w niej część swojej duszy... Czułam się jak intruz, jednocześnie zaintrygowana, z wypiekami na twarzy i zawstydzona swoją ingerencją, niezapowiedzianym najściem.

Witajcie w mojej bajce...










niedziela, 1 czerwca 2014

Dzień Dziecka

Przeszukałam w pośpiechu trzy książki z przygodami Fizii Pończoszanki (spolszczone imię Pippi nie jest takie złe :)), które mam w domu, ale nie znalazłam poszukiwanego fragmentu... Przywołam go więc z pamięci.

Fizia połknęła kilka pestek z arbuza, powtarzając zaklęcie mające zapewnić wydłużenie okresu dzieciństwa: Pestko z arbuza, ja nie chcę być duza! Annika poprawiła ją, tłumacząc, że Fizia powinna była powiedzieć "duża". Na to panna Pończoszanka odrzekła, że to specjalnie. "Duża" jest dorosłe, "duza" dziecięce. Tylko tak zaklęcie rzeczywiście zadziała.

To jak: połkniecie kilka pestek? ;)

środa, 23 kwietnia 2014

wspominki na urodzinki

Obchodzimy dzisiaj 450. rocznicę urodzin Williama Shakespeare'a. Data niebanalna - przy tej okazji Pudzian poruszy nawet dach, byleby tradycji stało się zadość.

Pamiętam, że w gimnazjum chciałam napisać dramat-parafrazę opowiadający o alkoholizmie, w którym główny bohater - trzymający w drżącej ręce kieliszek napełniony wódką - rzuciłby z emocją (przerywając sobie czkaniem): Pić albo, yyyiiiiik!, nie pić! Oto jest, iiiiiiiiiiiiiyk!, pytanie!

Dodatkowo świętujemy Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Wysłałam dzisiaj pracę na konkurs "Pasja od dziecka" (organizowany przez świętujący 5. urodziny Pikinini), zatytułowaną ni mniej, ni więcej: "Moja przygoda z pisaniem"... Przy okazji przeglądania materiałów, nabrałam ochoty na wspominki. Dzisiejszy dzień to zresztą dobry moment na przypomnienie sobie dawnej (choć w pewnej mierze tej samej) mnie.


fot. Ferhora (II Zlot Członków i Sympatyków Piórem Feniksa, sierpień 2010)

Kiedy miałam 8 lat, w jednym z zeszytów powołałam do życia Różowego i Białego Słonia, których ulubionym przysmakiem był chleb, a swoistym przeciwnikiem przerażające Puste. Po 16 latach pojechałam do Krakowa na II Zlot Członków i Sympatyków Piórem Feniksa - stowarzyszenia dla młodych pisarzy. Zabrałam ze sobą ten kolorowy zeszyt i pozwoliłam, by wspomnienia - za sprawą uroczego głosu Dagi - odżyły.
Miałam 8 lat, nosiłam swoją ukochaną fioletową sukienkę z szelkami i kieszonką na piersi, przyglądałam się światu zza szkieł okularów, a inspiracją było dla mnie nawet opakowanie mazaków. Uwielbiałam wymyślać historie i nie grzeszyłam skromnością. Męczyłam siostrę, kuzynkę i przyjaciółkę zabawą w nauczanie: musiały grzecznie siedzieć i powtarzać za Martą-nauczycielką odmianę wyrazów czy dziesięć przykazań. Po 20 latach zmieniło się niewiele: wciąż inspiruje mnie świat otaczający, wciąż lubię kolor fioletowy, w ramach praktyk uczę młodych studentów interpretacji tekstów literackich (i - co mnie momentami przeraża ;) - baaardzo mi się to podoba!).

Gdyby spojrzała na mnie tamta ośmiolatka, chyba byłaby zadowolona. W wyobraźni widzę jej szeroki uśmiech.

wtorek, 29 października 2013

akcja "Czytaj książki!" z pomocą... kubka ze Starbucksa

Lansować się można na różne sposoby. Jednym z nich jest pokazywanie się na mieście z kubkiem ze Starbucksa w ręce (co, według Wykopedii, charakterystyczne jest szczególnie dla sfer wyższych w wieku gimnazjalnym - ZOBACZ TUTAJ). Podpisany, spersonalizowany kubek z zielonym logo, zindywidualizowany i włączający w pewną grupę jednocześnie, obok iPhone'a, jest swoistym must-have każdego, kto "zna się na trendach". W gronie wybranych nie zabrakło również Kasi Tusk z koleżankami, która koniecznie musiała pochwalić się swoim londyńskim kubkiem (który, nota bene, mógłby pochodzić z każdego miejsca na świecie, bo takowe wszędzie wyglądają identycznie) - ZOBACZ TUTAJ. Nie zabrakło również... mnie. Kawę uwielbiam i nie wyobrażam sobie bez niej przyjemnej lektury, tudzież udanego pisania. Do kubka ze Starbucksa podeszłam jednak z przekorą.
 - Proszę podać swoje imię - zagadnęła uśmiechnięta dziewczyna za ladą.
 - A może pani napisać: "Czytaj książki!"? - Odwzajemniłam uśmiech.

I tak mój kubek przyozdobiła maksyma, którą pokazywałam całemu światu, obnosząc się z nim na mieście. Nie każdy musi znać moje imię i nieświadomie przechodzić ze mną na "ty", choćby tylko w myślach. Może warto czasem wnieść własną inicjatywę w proces modnego spoufalania się i - wraz z symbolem lansu - przemycać idee, światłe hasła? Już widzę kubki z napisami "Pisz wiersze!", "Mierz wysoko!" albo "Nigdy nie trać wiary!". Taki kubek zapewne na dłużej przyciągnie wzrok przechodniów... ;)



Katowicki Starbucks w niedawno postawionej galerii handlowej przy dworcu zauroczył mnie stołem z porozrzucanymi na nim książkami. Pozycje różne: od "Harry'ego Pottera", poprzez bajki dla dzieci, na historii piłki nożnej kończąc. Wspaniale zilustrowana książka dla najmłodszych o leśnych (i domowych) stworzeniach:

Ta ilustracja przypomniała mi sąsiadkę z dzieciństwa, która miała uroczą suczkę o imieniu Muszka ;).


Zupełnym zaskoczeniem okazała się pozycja "500 zagadek dla miłośników książek". Miałam ochotę zabrać ja ze sobą do domu... (Licząc cicho, że cały stół działał w ramach akcji uwolniania lektur ;)) Wspaniała, z mnóstwem ciekawostek, ilustracji, przydatnych informacji. Nie spodziewałam się takiej książki w "takim miejscu". Kubek "Czytaj książki!" zdawał się już roztaczać swą magię i zaklinać czasoprzestrzeń...




 "Czytaj książki!" (I jedz pączki! ;))

Czasami po cichu zjadam pączki (pączki to moja nieuleczalna choroba). - Haruki Murakami