Obchodzimy dzisiaj 450. rocznicę urodzin Williama Shakespeare'a. Data niebanalna - przy tej okazji Pudzian poruszy nawet dach, byleby tradycji stało się zadość.
Pamiętam, że w gimnazjum chciałam napisać dramat-parafrazę opowiadający o alkoholizmie, w którym główny bohater - trzymający w drżącej ręce kieliszek napełniony wódką - rzuciłby z emocją (przerywając sobie czkaniem): Pić albo, yyyiiiiik!, nie pić! Oto jest, iiiiiiiiiiiiiyk!, pytanie!
Dodatkowo świętujemy Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Wysłałam dzisiaj pracę na konkurs "Pasja od dziecka" (organizowany przez świętujący 5. urodziny Pikinini), zatytułowaną ni mniej, ni więcej: "Moja przygoda z pisaniem"... Przy okazji przeglądania materiałów, nabrałam ochoty na wspominki. Dzisiejszy dzień to zresztą dobry moment na przypomnienie sobie dawnej (choć w pewnej mierze tej samej) mnie.
Kiedy miałam 8 lat, w jednym z zeszytów powołałam do życia Różowego i Białego Słonia, których ulubionym przysmakiem był chleb, a swoistym przeciwnikiem przerażające Puste. Po 16 latach pojechałam do Krakowa na II Zlot Członków i Sympatyków Piórem Feniksa - stowarzyszenia dla młodych pisarzy. Zabrałam ze sobą ten kolorowy zeszyt i pozwoliłam, by wspomnienia - za sprawą uroczego głosu Dagi - odżyły.
Miałam 8 lat, nosiłam swoją ukochaną fioletową sukienkę z szelkami i kieszonką na piersi, przyglądałam się światu zza szkieł okularów, a inspiracją było dla mnie nawet opakowanie mazaków. Uwielbiałam wymyślać historie i nie grzeszyłam skromnością. Męczyłam siostrę, kuzynkę i przyjaciółkę zabawą w nauczanie: musiały grzecznie siedzieć i powtarzać za Martą-nauczycielką odmianę wyrazów czy dziesięć przykazań. Po 20 latach zmieniło się niewiele: wciąż inspiruje mnie świat otaczający, wciąż lubię kolor fioletowy, w ramach praktyk uczę młodych studentów interpretacji tekstów literackich (i - co mnie momentami przeraża ;) - baaardzo mi się to podoba!).
Miałam 8 lat, nosiłam swoją ukochaną fioletową sukienkę z szelkami i kieszonką na piersi, przyglądałam się światu zza szkieł okularów, a inspiracją było dla mnie nawet opakowanie mazaków. Uwielbiałam wymyślać historie i nie grzeszyłam skromnością. Męczyłam siostrę, kuzynkę i przyjaciółkę zabawą w nauczanie: musiały grzecznie siedzieć i powtarzać za Martą-nauczycielką odmianę wyrazów czy dziesięć przykazań. Po 20 latach zmieniło się niewiele: wciąż inspiruje mnie świat otaczający, wciąż lubię kolor fioletowy, w ramach praktyk uczę młodych studentów interpretacji tekstów literackich (i - co mnie momentami przeraża ;) - baaardzo mi się to podoba!).
Gdyby spojrzała na mnie tamta ośmiolatka, chyba byłaby zadowolona. W wyobraźni widzę jej szeroki uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz