Buhahahah - wybucham dzikim śmiechem. Niemym. Dudniącym w klatce piersiowej, bo nie pozwalam mu wyjść z ciała - wyjścia strzegą zresztą usta zaciśnięte w ni to grymasie, ni to uśmiechu rozbawienia.
Od czego mam taką słodko-gorzką minę? Co mnie rozbawiło, jednocześnie kwasząc?
Ministerialna lista stu propozycji na listę lektur dla najmłodszych uczniów szkół podstawowych to właściwie tylko wstęp, swoiste preludium. (Możecie ją zobaczyć TUTAJ.) Stworzona zresztą przez zaledwie 11.540 osób, chociaż na dobrą sprawę głosować mógł każdy (grupą docelową byli najbardziej zainteresowani: rodzice, nauczyciele, pedagodzy...). Lista miejscami bzdurna, absurdalna, świadcząca o tym, że niektórzy (znaczna część?) z głosujących powinni zaliczyć gimnazjalny test z czytania ze zrozumieniem - bo z tą umiejętnością marnie. Lista dla NAJMŁODSZYCH (sic!) z "Igrzyskami śmierci", "Cyklem Świata Dysku", "Władcą Pierścieni", "Pamiętnikiem nastolatki" czy pozycją o alkoholizmie? Zrozummy się, w żadnym przypadku nie neguję faktu, że dana książka jest ciekawa czy ważna, ale - litości! - dla NAJMŁODSZYCH? Ktoś tu chyba ten fakt pominął, zupełnie zignorował grupę docelową, przez co powstała lista taka a nie inna.
Bardziej jednak od samej listy śmieszą mnie (czy raczej kwaszą) komentarze. Na razie widziałam dwa facebookowe posty z podlinkowaną stroną z ministerstwa, pod nimi dyskusja. Aż strach się bać, szukać innych aktualizacji statusu. (Rzecz jasna wybrałam "smaczki", bo głosów rozsądnych - na szczęście! - w wymianie zdań nie brak.)
Jedna z blogerek "parentingowych" na swoim facebookowym profilu podsumowała wybór tymi słowami: Zadowoleni? Ja jakoś nie widzę zachwytu dzieciaków wokół grubego
Hobbita. Ciężko widzę czytanie Opowieści z Narni czy Harry'ego Pottera.Gdzie Robinson Crusoe? Ania z Zielonego Wzgórza?*
Zakrztusiłam się. "Gruby" "Hobbit"? A, przepraszam bardzo, "Władca pierścieni" (który też znalazł się na liście) to w takim układzie jakiej jest objętości? Najwyraźniej "rozwala system", skoro "Hobbit" - całkiem normalnych rozmiarów, może wymagających dla początkujących czytelników, ale nie popadajmy w skrajności - może przerazić ilością stron!
Powyższe słowa to prócz tego pochwała książek "starych, ale jarych", czyt. klasyków, które - można powiedzieć - zagrzały już miejsce na liście lektur w podstawówce. To jeden głos tego rodzaju. Inne pomstowały z kolei na brak pozycji nowych, wydanych stosunkowo niedawno. I jak tu zadowolić wszystkich? Po raz kolejny okazuje się, że jest to zwyczajnie niemożliwe.
(* Wiecie co jest najlepsze? Że i Ania, i Robinson na tej liście widnieją! Blogerka sugerowała się aktualizacją facebookowego statusu Doroty Zawadzkiej, która podała pierwszą piętnastkę listy "TOP 100". Po raz kolejny kłania się czytanie ze zrozumieniem. Albo psioczenie bez zaznajomienia się ze źródłem... Tak czy owak - kiepsko...)
(* Wiecie co jest najlepsze? Że i Ania, i Robinson na tej liście widnieją! Blogerka sugerowała się aktualizacją facebookowego statusu Doroty Zawadzkiej, która podała pierwszą piętnastkę listy "TOP 100". Po raz kolejny kłania się czytanie ze zrozumieniem. Albo psioczenie bez zaznajomienia się ze źródłem... Tak czy owak - kiepsko...)
Najbardziej chyba zaskoczyły mnie komentarze sugerujące jakąś teorię spiskową.
Taki:
Wygraly
ksiazki ktore malo kto zna-chyba dlatego ze fora weganskie i
wegetarianskie wziely sie do glosiwania...i nie hejtuje tu samego wyboru
tylko fakt ze sa znacznie lepsze/ciekawsze ksiazki dla dzieci, ktore to
ksiazki dzieci znaja i czytaja. W tym te o tematyce wegetarianskiej
Czy taki:
Cóż,
ekolodzy i weganie się skrzyknęli i wrzucili na listę nikomu nie znane
książeczki, co dało efekt beznadziejny, bo nie ma tu książek, które
dzieci lubią, ale książki, które jakaś grupa chce, żeby dzieci je
lubiły.
Po raz kolejny nie wiedziałam, czy wykonany przeze mnie spazmatyczny ruch to parsknięcie śmiechem czy oplucie się z niedowierzania. Spisek wegan czy wegetarian na pewno musiał mieć miejsce, skoro na 100 (słownie: STO) pozycji tych poświęconych niejedzeniu mięsa było 2 (słownie: DWIE), nieprawdaż? A bardziej (ekhm) poważnie: prędzej byłabym skłonna uwierzyć w skrzyknięcie się środowisk fanów fantasy, bo książek reprezentujących akurat ten gatunek znalazło się na liście zdecydowanie więcej...
I na koniec kolejna perełka, głos (jak i w przypadku wszystkich innych) dorosłego:
Opowieści z Narnii? Super! Ciekawa i co najważniejsze! krótka książka;)
No jasne! Nie ważne, jakie książki wybieramy, najważniejsza jest - po raz kolejny - objętość! Byleby tylko zaoszczędzić naszym dzieciom trzymania ciężkich tomów, długich godzin czy (nie daj Boże!) dni poświęconych lekturze. Nie, nigdy w życiu! Przecież nie mogą się do czytania zniechęcać! Musimy podsuwać im lektury luźne, które ich zachęcą! Problem jest jednak w tym, że to nie wielkość książki wpływa na to czy jest ona ciekawa, czy nie. "Miniaturzystkę" - powieść-cegłę, jeśli mierzyć ją wedle tego klucza - przeczytałam (tfu! połknęłam!) w dwa dni, bo była tak wciągająca. Podobnie z coraz grubszymi tomami przygód Harry'ego Pottera. Jeśli książka została dobrze napisana, jest dla nas interesująca, czytanie - niezależnie od liczby stron - będzie szybkie, lektura będzie intensywna. Błędem jest zakładanie na początku, że książka dla dzieci musi być cienka. Jakbyśmy stwierdzali, że najmłodsi nie są zdolni do wysiłku, skupienia się na dłuższą chwilę. Tylko że jeśli wychodzimy od takiego właśnie stwierdzenia, jak mamy wyrobić w dzieciach odruch sięgania po książki grubsze? (Bo - jak rozumiem - zakładamy, że objętość czytanych lektur zwiększa się razem z wiekiem?) Nie ilość - jakość, głupcze! Dziecko obserwuje i wyciąga wnioski; jak mu się pokaże, że kilkuset stronicowe książki są nudne, nie będzie ono chciało sięgnąć po nie w przyszłości (chyba że będzie miało więcej rozumu od rodzica, ale najczęściej zamiłowanie do czytania wynosimy z domu - czym skorupka za młodu nasiąknie...).
Wzdycham.
Dość, mam ochotę powtórzyć za jedną z komentujących. Mam dość i akcji, z których w efekcie nic nie wynika (Choć brawa dla ministerstwa! Wreszcie jakiś dobrze zapowiadający się projekt, szkoda, że finalnie wygląda to tak a nie inaczej...), i niektórych komentarzy. Potwierdza się to, co wiedziałam już wcześniej, ale - najwyraźniej - miałam nadzieję, że jednak się mylę: nie warto zagłębiać się we wszelkie dyskusje w Internecie czy sieciowych forach - tyle tam skrajnie różnych, miejscami zwyczajnie durnych opinii, że człowiek zaczyna wątpić..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz