Zapowiadało się całkiem dobrze, zacierałam ręce, zaintrygowana tym, gdzie mnie poniosą. U kogo tym razem będziemy wąchać papier stary i nowy, czyj kurz będziemy zdmuchiwać z papierowego ekranu, kto wpuści nas następnym razem w swoje pilnowane, z pietyzmem budowane miejsce odpoczynku, wehikuł czasu, międzygalaktyczny statek obiecujący niezapomniane podróże.
O czym mowa? O cyklu "Z wyższej półki" Dzień Dobry TVN. Anna Dziewit-Meller miała co piątek odwiedzać sławy w ich domach i podziwiać ich biblioteczki. Dla mnie bomba. Niektórzy mogą brzydzić się wchodzeniem w prywatne kąty ustawionych na świeczniku, wolą np. szanować cudzą przestrzeń i gardzić "rozrywkami mas", czyli wszędobylskim efektem Wielkiego Brata. Cóż, ja święta nie jestem. Nie lubię wywlekania brudów przez media, wdzierania się z buciorami w życie prywatne, ale takie oglądanie biblioteczki? Bycie oprowadzanym przy tym przez samego gospodarza...
No dobra, jestem po części głodna ploteczek, zainteresowana blichtrem postaci - jak księżyc - odbijających prawdziwe, może cudze światło. Lubię czasem dla "odmóżdżenia" śledzić "kto z kim, po co i dlaczego". To mnie odpręża.
Dlaczego w tytule pojawił się dopisek "spadło i leży"?
Biblioteczek właściwych, prawdziwych, pachnących indywidualnością, mówiących coś o ich właścicielach, widzieliśmy chyba... dwie. Potem tydzień przerwy (nie bez propozycji lektur na weekend) i cykl powrócił, ale w okrojonej formie, której daleko do pierwotnego pomysłu.
Gościem była bodajże Ola Kwaśniewska. Tak, tak, ona była gościem, nie my jej. Ciekawa biblioteczki jednej z, swego czasu, bardziej kontrowersyjnych celebrytek, musiałam obejść się smakiem. Córka byłego prezydenta przyniosła ze sobą swoje ulubione pozycje, by zaprezentować je w... trudno określić, gdzie dokładnie, na pewno jednak nie w swoim domu/mieszkaniu. Tym samym przestano pokazywać nam "domy książek", regały pokryte wolumenami, ułożone w takim a nie innym porządku przez właściciela. Miejsce biblioteczek gwiazd zajęły... ulubione książki gwiazd. Wszystko fajnie, ale nie o to chodziło...
Dobra, dobra, znów marudzę. Ale to, co z początku tak mnie zaintrygowało i zachęciło do śledzenia z zapartym tchem piątkowego DDVTN (!) zostało brutalnie ukrócone, bestialsko okrojone. Listę ulubionych lektur danej gwiazdy można zapisać, umieścić w wywiadzie, ogólnie: nie fascynuje to tak bardzo, nie jest wyjątkowe. Dla mnie możliwość oglądania czyjeś biblioteczki mówi wiele o człowieku, jego sposobie bycia... Zawsze też, kiedy kogoś odwiedzam, lubię podchodzić do regałów, nawiązywać bardzo intymną więź z książkami, konkretnymi egzemplarzami, które czasem mają pożółkłe strony, plamy po kawie, notatki na marginesach... Te książki żyją.
Poniżej zdjęcie pierwszej z prezentowanych biblioteczek. Osobiście uwielbiam oglądać takie miejsca, od razu wyczuwa się energię osoby, która tam pracuje/czyta/pisze. Takie miejsce naznaczone jest bardzo czyjąś osobowością. Widoku czegoś takiego nie zastąpi lista najważniejszych książek życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz