O "Różnimisiach" pisałam TUTAJ. Niedawno ukazała się druga książeczka z (można tak już powiedzieć?) serii - tym razem o zawodach. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie jedna karta, która sprawiła, że jęknęłam w duchu.
"Robimisie" podzielono w ten sposób, że po lewej występują pracujący misie-panowie, po prawej natomiast misie-panie. Nazwy zawodów dostosowano odpowiednio do płci. I tak, wśród określeń ogólnie przyjętych, pojawił się "smaczek":
zdjęcie autorstwa (i udostępnione dzięki uprzejmości) Sweet Mileou - http://sweetmilieu.pl/2013/06/27/part-dos.html |
Nie muszę chyba przypominać, że określenie "listonoszka" już w naszym języku funkcjonuje i oznacza... torbę listonosza (tudzież każdą podobną, popularne zresztą). Tworzenie na siłę żeńskich wersji przeróżnych nazw (że wspomnę, chociażby, panią "ministrę") uważam za (naiwną? głupawą?) bezsensowną próbę sztucznego podporządkowania rzeczywistości czyjemuś "widzimisię". Cieszę się, że kobiety rosną w siłę, że się usamodzielniają, zadając pewien kłam patriarchalizmowi, niemniej ogólnie pojęta walka (ach, brzmi poważnie) - głównie z językiem polskim - jest zwyczajnie śmieszna. Na zmianę tego rodzaju potrzeba czasu, nie pomogą sztuczne twory, które raczej wywołują uśmiech (jak na mojej twarzy). Oczywiście, bywa, że język jest opresyjny, że słowa wciąż wprowadzają pewien podział, ale nie próbujmy iść w drugą stronę. We Francji podobno chciano wycofać określenia "madame" i "mademoiselle", żeby kobieta/dziewczyna nie musiała być określana przez pryzmat swego ewentualnego małżeństwa (lub jego braku). Podobnie ze słowami "mama" i "tata" - miano je wyeliminować, żeby homoseksualiści nie czuli się niekomfortowo. Podobnie z polskim określeniem "urlop tacierzyński" - tutaj chciano zapewne stworzyć określenie, które oddawałoby czułość i słodycz opiekującego się malcem rodzica-mężczyzny. Takie Gombrowiczowskie "upupienie". Mógłby być przecież "urlop ojcowski". Brzmi gorzej, mniej sympatycznie, mniej słodko? Jest ojciec i matka, jest wreszcie urlop "macierzyński" - od macierzy, matki. Nie mamy, mamusi.
Oczywiście rozumiem: co się tyczy dziecka musi być słodkie i kolorowe. Co dotyka homoseksualistów musi być ogólne, żeby nie szufladkowało na żadnym poziomie. Podobnie z feministkami - kobieta górą, również w języku. Nawet, jeśli zrównuje się przez to z torbą.
DOPISEK (13.08.13) odnośnie urlopu ojcowskiego: Okazało się, że takowy (pod tą nazwą właśnie) istnieje i nie ma niczego wspólnego z urlopem tacierzyńskim. Są to dwa różne urlopy, które może wziąć sobie męski rodzic. Więcej szczegółów znajdziecie TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz